Dane oglądalności pokażą, czy decyzja TVP o organizacji festiwalu opolskiego w długi weekend po Bożym Ciele, w czasie, gdy Polaków pasjonowała zielona trawka (proszę czytać bez podtekstów!), mecz Igi Świątek oraz finał Ligi Mistrzów – miała jakikolwiek sens. A może chodziło raczej o upchnięcie kłopotliwej w ostatnich latach imprezy w terminie, gdy mniej osób zwróci na koncerty uwagę? W końcu mała frekwencja na Janie Pietrzaku, czarna lista artystów festiwal oprotestowany przez Kayah...
Jeśli to drugie, to się nie udało. Wręcz mogło nie być ani dobrej oglądalności, ani ciszy nad tym grobem, ponieważ ogórkowy sezon długiego weekendu pozwolił portalom walczącym o klikalność (przecież nie o czytelnictwo!) na bicie piany z byle powodu, czyli snucie pseudogłębinowych analiz z politycznym kontekstem. Tymczasem zasady gry są jasne. Artyści dawno podzielili się na tych, którzy do Opola za obecnej władzy nie pojadą, ponieważ brzydzą się propagandą PiS, oraz takich, którzy uważają, że nie śpiewają dla polityków, tylko dla widzów. Może to hipokryzja, może nie. Niech każdy sam oceni.
Czytaj więcej
Premiera „Wodewilu Liegnitz albo ostatniej nocy Republiki Weimarskiej” odbędzie się 18 czerwca w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.
Można jednak sądzić, że niektórzy nie czują się w Opolu komfortowo lub używają festiwalu do różnych gierek w stylu „mruganie okiem wujka dziadersa”. Na przykład Oddział Zamknięty uderzył w swojego pierwszego wokalistę Krzysztofa Jaryczewskiego, który przyjechał na festiwal. Tyle tylko, że to nic nowego, bo gitarzysta Wojciech Pogorzelski już od dawna prowadzi z „Jarym” wojnę. Ach te wyrafinowane preteksty!