Reklama
Rozwiń

Michał Szułdrzyński: Niebezpieczna zabawa w filmiki

Można mieć wątpliwości, czy aktywnie promując się na TikToku, polscy politycy ważą korzyści i ryzyko z tym związane.

Publikacja: 02.03.2023 03:00

Michał Szułdrzyński: Niebezpieczna zabawa w filmiki

Foto: Adobe stock

W sprawie TikToka panuje rozdwojenie jaźni. Z jednej strony politycy myślą pozornie logicznie. Ponieważ jest to najszybciej rosnąca platforma społecznościowa – jest zainstalowana na co trzecim smartfonie w naszym kraju, używa jej kilkanaście milionów Polaków – trzeba iść tam, gdzie są wyborcy. Dlatego kolejni partyjni działacze zakładają konta i wrzucają filmiki na tę platformę, a partie i instytucje zamawiają tam kampanie informacyjne.

Skoro statystyczny użytkownik włącza tę aplikację dziesięć razy dziennie i spędza na niej według różnych danych od pół do aż półtorej godziny, politycy ulegają złudzeniu, że gdy nagrają filmik, który obejrzy na TikToku milion użytkowników, dotrą do szerokiego grona potencjalnych wyborców. Upraszczają więc język, przekaz, dodają muzykę w tle, efekty komputerowe, napisy i są przekonani, że w ten sposób docierają do obywateli, mają wszak twarde dane, statystyki śledzących, liczbę odbiorców danego materiału. Na papierze wszystko się zgadza.

Czytaj więcej

Świat odwraca się od TikToka. Ale nie Polska

Kłopot w tym, że TikTok jest głównie narzędziem rozrywki. Każdy, to spędził na nim więcej czasu, wie, o czym piszę. Kto tego nie zrobił, niech mi uwierzy: dominują filmiki, w których użytkownicy wygłupiają się przed kamerą, robią miny, tańczą do znanych przebojów, przebierają się, pokazują sztuczki, przypadkiem zarejestrowane wypadki. Wyświetlane kiedyś w telewizji programy typu ukryta kamera czy nadesłane przez widzów wideo z wesela dokumentujące pannę młodą przewracającą się prosto na tort jawią się jak Himalaje dobrego smaku w porównaniu z tym, co dominuje na TikToku.

Ale to nie tylko kwestia smaku. Pytanie, czy rzeczywiście do wyborców trafia jakikolwiek przekaz w sytuacji, gdy średnio jeden filmik oglądany jest na TikToku przez 2 do 5 sekund. Mgnienie oka, i przesuwam dalej. Czy więc w istocie nie są złudzeniem dane pokazujące, do ilu osób dotarł polityk czy inny użytkownik?

Równocześnie eksperci alarmują o ryzyku związanym z aplikacjami wideo, a TikTokiem w szczególności. Już od dawna badacze internetu ostrzegali, że korzystanie z mediów społecznościowych uzależnia od strzałów dopaminy do mózgu. Tyle tylko, że działanie chińskiej aplikacji porównywane bywa bez zbytniej przesady do twardych narkotyków. Długotrwałe korzystanie z tej aplikacji utrudnia koncentrację i uczenie się, wywołuje napięcie nerwowe. Czy aktywnie promując się na TikToku, politycy nie przyczyniają się do jeszcze większej potęgi tego typu platform i ich negatywnych konsekwencji?

Ale to nie koniec wątpliwości. We wtorek parlament Danii zabronił urzędnikom korzystania z TikToka na służbowych telefonach. Wcześniej zrobiły to Komisja Europejska i Stany Zjednoczone, specjalne zalecenia wydały też Holandia, Kanada, Tajwan czy Japonia. A to z powodu obaw o to, jakie dane ze smartfonów zbiera aplikacja, i o to, że może być używana przez chińskie władze do działań szpiegowskich. Dowodów na to drugie nikt publicznie nie pokazał, ale ostrożność Brukseli czy Białego Domu trudno zbyć wzruszeniem ramion (jak zdaje się robić polski minister odpowiedzialny za cyfryzację).

Bez względu więc na to, czy na TikToku promuje się Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński, Platforma Obywatelska, PiS czy Kancelaria Premiera, posłowie koalicji rządzącej czy opozycji, powinni przynajmniej przez chwilę się zastanowić, czy korzyści z tego, co robią, są większe niż ryzyko.


W sprawie TikToka panuje rozdwojenie jaźni. Z jednej strony politycy myślą pozornie logicznie. Ponieważ jest to najszybciej rosnąca platforma społecznościowa – jest zainstalowana na co trzecim smartfonie w naszym kraju, używa jej kilkanaście milionów Polaków – trzeba iść tam, gdzie są wyborcy. Dlatego kolejni partyjni działacze zakładają konta i wrzucają filmiki na tę platformę, a partie i instytucje zamawiają tam kampanie informacyjne.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Komentarze
Estera Flieger: Ryszard Petru bawi się w sklep. Po co taki performance w Wigilię?
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Dlaczego Piotr Zgorzelski bez żenady nazywa migrantów bydłem?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Gabinet cieni PiS w Budapeszcie? To byłby dopiero początek
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Nieoczekiwana zmiana miejsc w polskiej polityce. PiS w butach KO, KO w roli PiS
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Marcin Romanowski problemem dla Karola „nie uważam nic” Nawrockiego
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku