Prezes Kaczyński bardzo dobrze rozumie lęki Polaków. Nie jest nic niekumającym leśnym dziadkiem. Doskonale widzi, jak ludzie gubią się w chaosie szybkich zmian społeczno-kulturowych. Że potrzebują stałych, zrozumiałych i najlepiej znanych punktów oparcia. Ten lęk przed cywilizacyjnym chaosem widać we wszystkich badaniach, a PiS, co jest tajemnicą poliszynela, takie rzeczy ma dokładnie opracowane, często nawet na poziomie okręgów wyborczych. Problem w tym, że całą tę wiedzę Jarosław Kaczyński wykorzystuje z wielką szkodą dla osób – i ich rodzin – które rzeczywiście zmagają się z problemami tożsamości płciowej.
Bo co dokładnie mówi prezes PiS? Opowiada o „modzie na to, żeby Krysia została Stasiem, a Stasio Krysią”. I jeżeli taka moda jest gdzieś na Zachodzie, „to nie znaczy, że w Polsce także tak musi być”. Oczywiście, źle by było, gdyby ktoś próbował uciszać psychologów i socjologów, którzy coraz częściej przyglądają się problemowi właśnie mody, jaka może pojawiać się obok realnego problemu osób transpłciowych zmagających się z własną tożsamością. Ale Kaczyński nie mówi tego w roli naukowca zatroskanego o los współczesnej młodzieży. On swoje słowa kieruje do współczesnych rodziców i dziadków, którzy boją się, że także ich rodziny mogą spotkać rzeczy, które wcześniejszym pokoleniom nawet się nie śniły. I których oni sami wciąż nie rozumieją.
Czytaj więcej
Podczas spotkania z wyborcami we Włocławku prezes PiS Jarosław Kaczyński nawiązał do osób, które nie zgadzają się z partią rządzącą. Wymienił jako przykład osoby LGBT.
Polityczni marketingowcy powiedzą, że prezes PiS wychodzi naprzeciw oczekiwaniom wyborców – obiecuje im porządek i bezpieczeństwo, mówiąc o „zachowaniu zdrowego rozsądku”. Tłumaczy: „Nie mamy zamiaru nikomu zaglądać do sypialni, ale chcemy utrzymać zwykłą normalność i to jest nasze prawo. Musimy obronić się przed szaleństwem, musimy obronić rodzinę składającą się z kobiety, mężczyzny i dzieci”. Problem w tym, że już z samych ludzi transpłciowych bez ogródek szydzi. W ten sposób nie tylko jeszcze bardziej pogłębia lęki przed takimi problemami, ale co gorsza, realnie naraża konkretnych ludzi.
Niestety, prezes PiS nie zaprząta sobie głowy takimi „banałami” jak to, co po jego słowach poczują osoby naprawdę zmagające się z własną tożsamością płciową. A warto byłoby też pomyśleć o tym, co poczuli również ci wszyscy, którzy starają się życie takich osób uczynić nieco bardziej komfortowym, np. właśnie ich rodzice. „Każdy może sobie określić, czy jest Piotrem, czy Zosią” – dworuje sobie Kaczyński. „Ja nie jestem Władysław, ja jestem Zosia" – a po sali rozlega się głośny rechot. „Oczywiście ktoś się może z nami nie zgadzać, ma lewicowe poglądy. Uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że do godziny wpół do szóstej byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą”.