Wyobraźmy sobie sytuacje, że na granicy białorusko-litewskiej dochodzi do jakiejś prowokacji, i to po północy z soboty na niedzielę. Reżim Aleksandra Łukaszenki w Mińsku oskarża władze sąsiedniego państwa o atak na przygraniczne tereny. Rosja śpieszy z pomocą i siły zbrojne „państwa związkowego” wdzierają się na teren Litwy. Przekraczając granicę w Miednikach, rosyjskie czołgi miałyby niespełna 40 minut drogi do Wilna, nie wspominając o tym, co byłoby w zasięgu rosyjskich samolotów czy wyrzutni rakietowych. Armia Putina wcale nie musiałaby wkraczać do litewskiej stolicy, samo przekroczenie granicy NATO, w obecnej sytuacji geopolitycznej, byłoby egzystencjalnym testem dla sojuszu.