Rzeczpospolita: W trakcie EFNI, w wystąpieniu otwierającym, premier Donald Tusk powiedział, że jest pani „bojowym” ministrem. To komplement czy przygana?
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej: Jeśli dobrze sobie przypominam, padły słowa, że jestem bojowym ministrem, dobrym partnerem do rozmowy. Ważny jest jednak kontekst, w jakim te słowa zostały wypowiedziane. Pojawiły się w nawiązaniu do zapewnień premiera, z którymi całkowicie się zgadzam, że koalicja jest święta, trwała i będzie stabilnie oraz skutecznie funkcjonować przez cztery lata tej kadencji. Fakt, że się różnimy, uważam za wartość, o ile potrafimy prowadzić konstruktywny dialog. Zrozumiałam słowa premiera w ten sposób, że dostrzega on, iż koalicjanci się różnią, ale jednocześnie pozostają partnerami w rozmowie. Absolutnie się z tym zgadzam.
To pani zdaniem zasób?
Polacy mają różne poglądy, i to właśnie te różnice zadecydowały o tym, że wybrali rząd koalicyjny. Gdyby chcieli rządu jednej partii, to taki rząd by mieli. Oczekują jednak, że ich różne punkty widzenia będą odzwierciedlone w decyzjach rządu. Koalicja skłania nas do uwzględniania tej różnorodności i szukania kompromisów.
Czy takie podejście nie prowadzi jednak do paraliżu? Wystarczy wspomnieć o składce zdrowotnej, polityce mieszkaniowej, kredycie 0 proc.
To zawsze jest dylemat, jeśli mogę sobie pozwolić na szerszą refleksję: czy chcemy pluralizmu i demokracji, które z natury są czasochłonne w podejmowaniu decyzji, czy też szybkiego podejmowania decyzji, które przypomina rządy autorytarne. W Polsce wybraliśmy demokrację, a Polacy są różnorodni, co znajduje odzwierciedlenie w kształcie rządu. Oczywiście, wypracowywanie konsensusu zajmuje czas, ale końcowy efekt jest o wiele lepszy.
Jeśli chodzi o politykę mieszkaniową, właśnie w tych dyskusjach staramy się wypracować najlepsze możliwe rozwiązania. Jest zgoda co do potrzeby rozwoju społecznego budownictwa mieszkaniowego, co zaowocowało już pierwszą korektą budżetu na 2025 rok – środki na mieszkalnictwo zostały zwiększone o kilkaset milionów złotych.
To jest efekt koalicyjnego konsensusu. Natomiast w kwestii dopłat do kredytów nie ma zgody. Uważam, że to niewłaściwe rozwiązanie, które w przeszłości doprowadziło do wzrostu cen mieszkań. Korzyści z tego mechanizmu nie trafiły tam, gdzie powinny. Skorzystali na tym głównie deweloperzy, którzy w Polsce mają marże sięgające nawet 30 proc.