Być może najbardziej drastycznie opisał model gospodarczy Niemiec poseł Zielonych Anton Hofreiter: dobrobyt kraju, jak mówił w ub.r., opiera się na tym, że „kupujemy tanio surowce w jednej dyktaturze, w Rosji, a następnie wytwarzamy tu produkty, w celu sprzedania ich drugiej, Chinom”. Niemcy przez lata radziły sobie ze tą strategią aż nadto dobrze. Teraz odbija się to czkawką wskutek kryzysu energetycznego wywołanego rosyjskim atakiem na Ukrainę.
Wcześniej kraj zdecydował się na jednoczesne wycofywanie się z węgla i energii jądrowej, ale nie zakończył przejścia na zielone źródła energii. Teraz boryka się z kłopotami, próbując zastąpić import z Rosji. Konsekwencją jest znaczny wzrost cen energii, pod którym uginają się nie tylko rodziny, ale i firmy. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej prąd dla firm w Niemczech jest ponad dwa razy droższy niż w USA. Wywołało to w RFN nie tylko pesymizm gospodarczy, ale także debatę o przyszłości kraju jako lokalizacji przemysłowej.
„Nasz model biznesowy jest pod ogromną presją”, ostrzegł Siegfried Russwurm, prezes Federacji Niemieckiego Przemysłu (BDI). „Groźba exodusu korporacji jest realna”. Z badań dużych i średnich firm wynika, że jedna czwarta rozważa przeniesienie produkcji do krajów o korzystniejszych warunkach. Rząd próbuje temu przeciwdziałać, debatuje nad państwową dotacją do cen prądu dla przemysłu, co budzi kontrowersje.
Czytaj więcej
Aktywność w gospodarce Niemiec zmaleje w tym roku o 0,6 proc., zamiast wzrosnąć o 0,3 proc., jak wydawało się wiosną – oceniają analitycy wpływowych think-tanków.