Malejąca liczba studentów z powodu zmian demograficznych, organizacja nauki zdalnej, konieczność dostosowania się do zmieniających się oczekiwań młodych ludzi i do dynamicznej sytuacji na rynku pracy – z takimi wyzwaniami szkoły wyższe radzą sobie już od dłuższego czasu. Teraz doszły nowe: rosnące ceny energii elektrycznej i utrzymania infrastruktury czy niepewność finansowa skłaniająca do ograniczania lub odkładnia planów inwestycyjnych. Kierownictwa uczelni zostały zmuszone do wprowadzania programów oszczędnościowych.

Szukają więc rozwiązań pozwalających ograniczyć wydatki na prąd, ciepło i wodę. Planują np. obniżanie temperatury w pomieszczeniach po godzinach pracy czy w dni wolne od zajęć. Instalują w kampusach inteligentne sterowanie oświetleniem i ogrzewaniem, czujniki ruchu na korytarzach włączające i wyłączające światło. Rozważają wydłużenie ferii i przerw świątecznych (niektóre szkoły już takie decyzje podjęły). I jednocześnie zapewniają, że nie będzie oszczędności pogarszających jakość kształcenia. Zajęcia praktyczne, w laboratoriach z użyciem aparatury naukowo-badawczej, w terenie są przecież kluczowe dla efektów kształcenia.

Dużym wyzwaniem jest także spadająca liczba studentów. To konsekwencja zmian demograficznych. Mniej osób przystępuje co roku do matury, a co za tym idzie - mniej rozpoczyna studia. Dopinguje to uczelnie do kładzenia coraz większego nacisku na jakość kształcenia, bo to pozwala przyciągać młodych ludzi. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom studentów i rynku pracy szkoły wyższe modyfikują programy kształcenia. Stawiają na elastyczność, łączenie nauki zdalnej ze stacjonarną, by umożliwić studentom godzenie nauki z pracą.

Już 7 listopada dodatek Rzeczpospolitej „Rektorzy o swoich uczelniach"