Polska była jedynym krajem UE, który w 2009 r. nie doświadczył spadku PKB. Pomogło nam osłabienie złotego, ale też obniżki obciążeń podatkowych z poprzednich lat. W 2020 r. tego statusu „zielonej wyspy" nie utrzymaliśmy. Jak oszacował wstępnie GUS, PKB Polski – podstawowa miara aktywności w gospodarce – zmalał o 2,8 proc. To pierwsza i zarazem najgłębsza zniżka tego wskaźnika od 1991 r., ale też płytsza, niż można się było obawiać jeszcze kilka miesięcy temu. I płytsza niż w większości krajów UE.
Czytaj także: Rok 2021. Dobry czas dla gospodarki, zły dla portfeli
Ostatnie szacunki ankietowanych przez nas ekonomistów sugerowały, że realny PKB zmalał w ub.r. o 3 proc. W tym świetle piątkowe dane GUS dużą niespodzianką nie są. Ale wiosną dominowały oceny, że aktywność w polskiej gospodarce spadnie o 4 proc., a nie brakowało też prognoz, że recesja będzie zdecydowanie głębsza. Na przykład Organizacja ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w czerwcu przewidywała, że PKB Polski załamie się o 7,4 proc. i to przy założeniu, że nie dojdzie do nawrotu pandemii. W scenariuszu z drugą falą Covid-19 spadek PKB miał sięgnąć 9,5 proc.

Zdrowy przemysł
Na tle innych państw Europy, które opublikowały już wstępne dane za 2020 r., recesja w Polsce była relatywnie płytka. Na Litwie PKB zmalał o zaledwie 1,3 proc., ale w Niemczech o 5 proc., we Francji o 8,3 proc., a w Hiszpanii aż o 11 proc. Z drugiej strony Polska przed pandemią rozwijała się szybciej niż kraje strefy euro. Biorąc pod uwagę to, o ile niższy był realny PKB w 2020 r. w porównaniu z poziomem, którego można byłoby oczekiwać, gdyby nie wybuchła pandemia, Polska nie była na kryzys bardziej odporna niż Niemcy. W obu krajach PKB odchylił się od przedpandemicznych prognoz o około 6 pkt proc. We Francji to niemal 10 pkt proc., a w Hiszpanii niemal 13 pkt proc. Poza UE – szczególnie w Azji – są kraje, dla których koronakryzys był znacznie mniej kosztowny.