Wyhamowanie na rynku IPO (ang. pierwotna oferta publiczna) widać w całej Europie, ale na GPW jest ono szczególnie bolesne. W 2019 r. wyrównany został „rekord" z 2018 r., kiedy zadebiutowało tylko siedem firm. Gdybyśmy przeanalizowali strukturę zeszłorocznych debiutów, to zobaczylibyśmy jeszcze bardziej niepokojący obraz rynku. Jedyną nową spółką, która w 2019 r. przeprowadziła ofertę publiczną, był producent gier BoomBit. Nie dał inwestorom zarobić: obecnie jego akcje są wyceniane zdecydowanie niżej niż w ofercie publicznej.
Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie branża gier nakręca statystyki rynku IPO. W 2020 r. na rynek główny GPW wejść zamierzają Gaming Factory i Games Operators, a debiut na rynku alternatywnym zapowiedziało około dziesięciu studiów. Wśród nich Drageus Games, który prawdopodobnie już w tym miesiącu dołączy do grona spółek notowanych na NewConnect. Pod koniec grudnia GPW zatwierdziła jego dokument informacyjny. W pierwszym półroczu zadebiutować może też Polyslash, krakowski producent gier i warszawski Ovid Works.
Jednak nawet w sektorze gier pojawia się pewien sceptycyzm. Na przełomie roku notowana na NewConnect grupa kapitałowa Arts Alliance poinformowała, że na razie rezygnuje z przeprowadzki na GPW. Powód? „Obecna sytuacja na rynku kapitałowym oraz możliwe zbyt małe zainteresowanie ofertą nowych akcji" – uzasadniła.
Do rozruszania krajowego rynku IPO potrzebne są duże oferty publiczne takich firm jak Pepco, Allegro, Smyk czy Techland. Na razie jednak niskie wyceny nie zachęcają właścicieli do wprowadzania firm na parkiet. Trudno im się dziwić, skoro lepszą cenę mogą dostać od inwestorów strategicznych bądź funduszy private equity. Być może sytuacja zmieni się, gdy wyceny na giełdzie wzrosną. Jest na to szansa, bo w ostatnich latach krajowe indeksy zostały mocno w tyle za światowymi i powinny zacząć odrabiać straty. Szansą dla rynku jest program pracowniczych planów kapitałowych. Choć sceptycy wskazują, że opublikowana w grudniu stopa partycypacji jest daleka od zadowalającej.