Amerykańscy inwestorzy mają w swoich portfelach akcje chińskich spółek warte około 1 bln USD i jest spore ryzyko, że będą musieli pozbyć się części tych papierów. W poniedziałek wchodzi w życie rozporządzenie zakazujące im inwestowania w akcje 35 spółek z Chin znajdujących się na czarnej liście Departamentu Obrony. Do listopada inwestorzy z USA będą musieli pozbyć się ich udziałów.
Lista ta może zostać poszerzona i z nieoficjalnych informacji wynika, że mogą zostać na nią wpisane Alibaba Group i Tencent, czyli dwa chińskie giganty technologiczne. W grudniu weszła natomiast w życie ustawa nakazująca usuwanie z amerykańskich giełd spółek zagranicznych, które nie stosują się do zasad audytu obowiązujących w USA. Dotyka ona niemal wyłącznie spółek z Chin (mają one jednak trzy lata na dostosowanie się do nowego prawa).
Zmiany decyzji
Jak na razie na amerykańskiej czarnej liście znajdują się głównie chińskie spółki z branży lotniczej, stoczniowej i budowlanej. Są tam też niektórzy producenci elektroniki: Huawei Technologies, Panda Electronics Group i Hangzhou Hikvision Digital Technology, czyli czołowy producent systemów nadzoru wideo. Ewentualne dopisanie do listy Alibaby i Tencenta byłoby dużym ciosem w rynek. Te dwie spółki mają łączną kapitalizację wynoszącą 1,4 bln dol., czyli dwa razy większą niż ma cały hiszpański rynek akcji. Amerykańscy inwestorzy chętnie zaś inwestowali w ich papiery. Według danych agencji Bloomberga na początku stycznia w rękach inwestorów z USA znajdowało się 62 proc. kwitów depozytowych (ADR) Alibaby i 87 proc. Tencenta notowanych na rynku amerykańskim.
Problem z dostosowaniem się do czarnej listy miała już nowojorska giełda NYSE. 31 grudnia ogłosiła, że usunie z rynku trzy chińskie spółki telekomunikacyjne poddane sankcjom: China Telecom, China Mobile i China Unicom. 4 stycznia nagle wycofała się z tych planów, twierdząc, że zmianę decyzji konsultowała z regulatorami. 6 stycznia ogłosiła, że jednak te trzy spółki zostaną usunięte z rynku z dniem 11 stycznia. Kolejna zmiana decyzji była, według nieoficjalnych informacji, skutkiem interwencji sekretarza skarbu Stevena Mnuchina.
– Prawdopodobnie od początku nie chcieli przeprowadzić delistingu tych trzech spółek. NYSE wcześniej bardzo agresywnie przyciągała do siebie chińskie spółki. Zarabia na opłatach i prowizjach. Jest zmotywowana, by utrzymać jak najwięcej tych spółek u siebie – twierdzi Stephen Diamond, wykładowca prawa z Uniwersytetu Santa Clara.