Jeszcze w lutym amerykańskie indeksy giełdowe biły rekordy. Inwestorzy cieszyli się m.in. z dobrej kondycji gospodarki USA oraz liczyli na probiznesową politykę administracji Trumpa. Nowojorski indeks S&P 500 stracił jednak od tamtego momentu już ponad 20 proc. i oficjalnie wszedł w bessę. Poniedziałek był już trzecią sesją z rzędu, na której inwestorzy z całego świata wyprzedawali akcje oraz inne ryzykowne aktywa. Liczony przez CNN indeks chciwości i strachu był na poziomie zaledwie 3 pkt, co wskazywało, że na amerykańskim rynku akcji panuje ekstremalny strach. Panika objęła nie tylko USA. W Warszawie ogłoszono zawieszenie sesji giełdowej na godzinę, a w Hongkongu główny indeks giełdowy spadł aż o ponad 13 proc.
Kiedy skończą się spadki na giełdach?
Nikt nie wie, kiedy skończy się ta paniczna wyprzedaż. Michael Wilson, strateg Morgan Stanley, ocenia, że indeks S&P 500 może zejść jeszcze 7–8 proc. w dół, jeśli administracja Trumpa będzie trzymała się podwyżek ceł. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że fundusze hedgingowe mierzą się ze zwiększoną liczbą margin calls (czyli wezwań do uzupełnienia depozytów tradingowych), co zmusza je do pozbywania się części aktywów.
Czytaj więcej
Od godz. 15.15 do 16.15 handel na wszystkich rynkach GPW był zawieszony. Od 16.15 znów można było...
– Są na rynku elementy panicznej wyprzedaży, są też margin calls, a fundusze sprzedają aktywa, by zebrać gotówkę. Odwet Chin na cła Trumpa przyniósł wzrost ryzyka, a w oczach inwestorów w grę wchodzi dewaluacja ich waluty – twierdzi Sat Duhra, zarządzający z Janus Henderson Investors.
– Wszystkie rozmowy, które przeprowadziłem z klientami, dotyczą bardziej tego, kiedy coś zaczniemy kupować, a nie tego, co sprzedamy. Kluczowe w krótkim terminie jest to, czy Chiny zdecydują się na wprowadzenie dużego pakietu stymulacyjnego skierowanego do konsumentów. Szerszy rynek już wcześniej był drogi, musiało dojść do rozliczenia. Oto ono – ocenia John Milroy, doradca ds. zarządzania majątkiem w australijskiej firmie Ord Minnett.