9 maja Rosja świętuje Dzień Zwycięstwa. Upamiętnia w ten sposób to, jak jej państwowy poprzednik – Związek Sowiecki – gigantycznym kosztem ludzkim i z ogromną pomocą Ameryki zdołał pokonać swojego dawnego sojusznika. Tegoroczne święto odbywa się w warunkach specyficznych. Na moskiewską defiladę skierowano wyraźnie mniej sprzętu niż rok wcześniej. I trudno się temu dziwić, wszak jest on pilnie potrzebny w Ukrainie. Dziwić może jednak to, że rosyjska propaganda stawia znak równości pomiędzy tytanicznymi zmaganiami z III Rzeszą a obecną „operacją specjalną” w Ukrainie. Tak jak wówczas symbolem zwycięstwa był czerwony sztandar na Reichstagu, tak obecnie ma nim być opanowanie ruin Mariupola. Ale skoro w Moskwie świętują „zwycięstwo”, to warto zadać pytania o koszty tej „wygranej”.