Handel akcjami oraz niektórymi instrumentami pochodnymi będzie opodatkowany. Tak umówili się ministrowie finansów 11 państw UE: Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Austrii, Belgii, Estonii, Grecji, Portugalii, Słowacji i Słowenii.

Transakcje będą obciążone daniną prawdopodobnie na poziomie 0,01 proc. Zakres i zredukowana wysokość podatku  raz późny termin wprowadzenia to efekt oporu innych krajów. Bo choć decyzja dotyczy 11 państw, to zgodę na taką inicjatywę, realizowaną w ramach dopuszczonego w traktatach unijnych mechanizmu wzmocnionej współpracy, muszą wyrazić inne kraje UE. A obawiają się one – głównie W. Brytania i Szwecja – że ucierpią też ich rynki. W. Brytania skierowała sprawę do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, ten jednak orzekł, że inicjatywa nie łamie traktatów.

Poza tym wśród państw uczestniczących w inicjatywie nie było zgody na zbyt daleko idące opodatkowanie. – Różne są możliwości, warunki i interesy państw uczestniczących w tej inicjatywie. Na początku możliwy jest więc tylko ograniczony podatek – powiedział Wolfgang Schauble, minister finansów Niemiec.

Idea daniny, zwanej podatkiem Tobina, od nazwiska amerykańskiego ekonomisty, który wymyślił tę koncepcję w l. 70., nabrała popularności w reakcji na kryzys. W założeniu miała ona przeciwdziałać spekulacjom na rynku finansowym, a przy okazji przynieść dodatkowe wpływy budżetom państw UE. W ostatecznym kształcie pozytywne skutki stoją pod znakiem zapytania: podatek jest niski, chce go wprowadzić za mało krajów i dotyczy małej części instrumentów.

Jest natomiast potrzebny z przyczyn politycznych zarówno socjalistom we Francji, jak i chadekom w Niemczech, których wstępna zgoda była warunkiem powodzenia inicjatywy. Już 25 maja odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, a znaczna część elektoratu jest wrogo nastawiona do instytucji finansowych.