Są dziesiątki tysięcy aktorów, a laury trafiają do nielicznych. Trzeba się z tym pogodzić. Nie czuję się przesadnie rozpieszczany przez los, ale lubię swoje zawodowe życie. Wiem, że poza „Iron Manem 2" i „Aniołkami Charliego" nie grałem w filmach, które królowałyby na listach przebojów, złotych statuetek też nie mam, jednak w moim dorobku znalazło się wiele tytułów, z których jestem dumny. Niektóre z nich, jak choćby „Niebezpieczny umysł" George'a Clooneya, wracają, stają się niemal kultowe. A że uznanie czasem przychodzi późno? Jest takie powiedzenie: „Slow is fast". Kiedy się zwolni, człowiek może osiągnąć więcej.
Artyści zwykle chcą szybciej, już, natychmiast! Zwłaszcza aktorzy.
Ja nie marzyłem od dziecka o graniu, choć moi rodzice byli aktorami, a jako maluch występowałem z matką na scenie. Ale potem rodzice się rozstali. Zostałem z ojcem i bywało różnie. Ostro przeszedłem przez okres buntu. Dopiero jako dwudziestolatek, już w szkole artystycznej, zacząłem aktorstwo traktować poważnie. Zresztą gdyby nie ono, to co? Nigdy nie byłem zainteresowany nauką, nie miałem przed sobą rewelacyjnej przyszłości jako literaturoznawca czy inżynier budowy mostów. Mogłem być pracownikiem fizycznym, wlewać benzynę na stacji, kelnerować. Robiłem to zresztą, żeby sobie dorobić. Aktorstwo było w porządku, stało kilka poprzeczek wyżej. Choć tak naprawdę zacząłem się z niego utrzymywać dopiero koło trzydziestki, a pierwsze własne mieszkanie kupiłem jakieś dziesięć lat temu, jako czterdziestolatek. Taki mam rytm. W porządku. Ten czas, który minął, był ciekawy i ważny.
Czego pana nauczył?
Wszystkiego. W życiu, w zawodzie. W Stanach ludzie uważają, że wystarczy stanąć przed kamerą, choćby w studiu telewizyjnym, i gotowe: jesteś artystą. Mój nauczyciel aktorstwa zawsze powtarzał, że prawdziwym, świadomym aktorem człowiek zostaje dopiero po 20 latach uprawiania zawodu. Uważam, że coś w tym jest. Zanim zagrasz Hamleta, powinieneś przez jakiś czas nosić halabardę.
„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" mogą zacząć nowy etap w pana zawodowej karierze. Myśli pan o tym?