Podróż do kresu życia

Czy warto dziś oglądać "Tokijską opowieść" z 1953 roku? Tak, bo to arcydzieło. Film Yasuiro Ozu od piątku w kinach

Aktualizacja: 30.10.2010 21:32 Publikacja: 29.10.2010 19:00

"Tokijską opowieść"

"Tokijską opowieść"

Foto: Gutek Film

Wielki klasyk kina japońskiego? Niemal każdy widz odpowie Akira Kurosawa – dwukrotny laureat Oscara, reżyser "Rashomona", "Siedmiu samurajów", "Tronu we krwi", "Rudobrodego". Ale przecież miano "najbardziej japońskiego z japońskich twórców" zyskał Jasujiro Ozu. Artysta, który konsekwentnie obserwował swoich współczesnych, opowiadał o zmieniającej się obyczajowości, o zaniku szacunku dla tradycji, więzi rodzinnych i starości, o pogłębiającej się samotności ludzi.

Ozu wypracował własny, niepowtarzalny styl: pełen prostoty i subtelności, którą być może potrafimy docenić dopiero dzisiaj. Zrealizował około 50 filmów, ale zachowało się niewiele ponad 30. Zmarł na raka przełyku w 1963 roku, w wieku 60 lat.

W listopadzie ukaże się wydany przez Gutek Film box DVD z sześcioma filmami Ozu (m.in. "Dryfującymi trzcinami" i "Późną jesienią"), a na razie w kinach można obejrzeć jeden z jego najsłynniejszych tytułów – nakręconą w 1953 roku "Tokijską opowieść". To historia dwojga starych ludzi odwiedzających dorosłe dzieci – córkę, syna i synową – wojenną wdowę, z którymi stracili kontakt.

Ich wizyta wydaje się dla zagonionych, zajętych własnymi sprawami ludzi kłopotliwa. Więzi międzypokoleniowe zostały zerwane, rodzice witani są grzecznie, ale już za chwilę stają się balastem. W wycyzelowanym, toczącym się w wolnym tempie filmie Ozu rejestruje nastroje, obserwuje uważnie każdy gest, podsłuchuje błahe rozmowy, notuje słowa, które pozornie niewiele znaczą. Tworzy smutną opowieść o przemijaniu miłości, bliskości, życia i świata opartego na dawnej tradycji.

A jednak nie ma w "Tokijskiej opowieści" buntu. Raz tylko zdesperowany i podpity bohater wyrzuci z siebie cały ból istnienia w czasie pijackiej rozmowy w barze. W filmie Ozu dominuje klimat smutnego pogodzenia z tym, co przynosi czas.

– Ciekawe, kim będziesz, jak dorośniesz? Może lekarzem jak twój ojciec? A gdzie ja będę, kiedy ty będziesz lekarzem? – mówi stara kobieta do małego wnuczka. – To koniec? – pyta mąż po śmierci żony.

Śmierć staje się naturalną częścią życia. Tak jak to, że młodzi idą swoją drogą, że starość jest samotna. W ostatniej scenie "Tokijskiej opowieści" córka, która niedawno straciła matkę, patrzy na zegarek. Jest godzina, o której odchodzi pociąg do Tokio. Ona ma przed sobą szmat życia. To dużo czy mało?

Niedawno Doris Dőrrie pokazała identyczną historię. Akcja jej filmu "Hanami – kwiat wiśni" toczyła się w Niemczech ponad pół wieku później, ale wizyta starych rodziców u dzieci wyglądała dokładnie tak samo. Więc Ozu miał rację? Taka jest odwieczna kolej rzeczy?

– Czyż życie nie rozczarowuje? – Tak.

To jeden z tych enigmatycznych dialogów, jakie padają w "Tokijskiej opowieści".

Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!