Harry Potter i insygnia śmierci: Harry Potter kiepsko kończy

Pierwsza część finałowego odcinka sagi o nastoletnim czarodzieju jest najsłabszym filmem całego cyklu - pisze Rafał Świątek

Aktualizacja: 20.11.2010 21:53 Publikacja: 17.11.2010 18:13

Harry Potter (Daniel Radcliffe) szuka w Ministerstwie Magii jednego z horkruksów. Film od piątku na

Harry Potter (Daniel Radcliffe) szuka w Ministerstwie Magii jednego z horkruksów. Film od piątku na ekranach

Foto: ROL

Spece od promocji i marketingu w Hollywood są sprytnymi mugolami. Podzielili ekranizację „Harry'ego Pottera i insygniów śmierci" – ostatniego tomu sagi J.K. Rowling – na dwa odcinki. Pierwszy właśnie wchodzi do kin. Drugi będzie miał premierę w lipcu przyszłego roku. Zgodnie z oficjalną wersją ma to zadowolić potteromaniaków i jak najwierniej przenieść opasłą powieść na ekran. Rozczula mnie troska o samopoczucie fanów, ale ja w tę bajkę nie wierzę. Chodzi po prostu o kasę.

[wyimek] [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,565247-Najslabszy-Potter.html]Oglądaj tv.rp.pl[/link][/wyimek]

Zapraszając widzów na dwa seanse, łatwiej przecież podtrzymać koniunkturę na magię.

[srodtytul]Nudny prolog [/srodtytul]

Biznes się kręci. Ekranizacje przygód nastoletniego czarodzieja są najbardziej dochodowym cyklem w historii kina – biją zyski osiągane z Jamesa Bonda, Indiany Jonesa, a nawet „Gwiezdnych wojen" George'a Lucasa. Nic więc dziwnego, że pożegnanie Pottera z widzami jest długie. Szkoda tylko, że mu nie służy.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/492083,1,565346.html] Zobacz fotosy z filmu[/link][/wyimek]

W najnowszym filmie Harry opuścił mury hogwarckiej uczelni. Belfrowie już nie mogą nikomu pomóc. Profesor Dumbledore nie żyje, a krainę czarów opanowali słudzy Voldemorta. Przejęli nawet Ministerstwo Magii, które teraz wygląda jak biurokratyczny moloch totalitarnego reżimu. Harry musi uciekać.

W roli ściganego wypada mizernie. Wraz z Hermioną i Ronem błąka się między światem fantazji a rzeczywistością mugoli pozbawiony werwy. Przy okazji poszukuje tzw. horkruksów, czyli magicznych przedmiotów, w których zaklęte są cząstki duszy Voldemorta. Chce je zniszczyć, by zły lord stał się śmiertelny. Tyle że nie ma w sobie nic z detektywa na tropie wciągającej zagadki. Przypomina raczej zagubionego zbieracza, który nie bardzo wie, co ma ze sobą zrobić.

W efekcie pierwsza część „Harry'ego Pottera i insygniów śmierci" to – jak dotąd – najsłabsza odsłona kinowego serialu. Stanowi rozwlekły prolog do ostatecznej konfrontacji z Voldemortem. Pozbawiona jest wyrazistej dramaturgii i klarownej struktury. Bohaterowie jedynie co chwila przenoszą się z miejsca na miejsce. Bez podręcznego bryku na temat perypetii Pottera lepiej nie wybierać się do kina.

Winę za to ponoszą do spółki reżyser David Yates i scenarzysta Steve Kloves. Pierwszy jest związany z sagą od piątej części. To solidny rzemieślnik, ale w przeciwieństwie do poprzedników (zwłaszcza Alfonso Cuarona i Mike'a Newella) – bez własnej wizji. Zachowuje się jak przeciętny ilustrator. Przenosi na ekran poszczególne wątki, skracając je bez ładu i składu.

Tym razem nie pomógł mu Steve Kloves – scenarzysta siedmiu odcinków cyklu. Widać, że nie wiedział, jak poprowadzić Harry'ego, gdy ten opuści szkolne ławy, a relacje między nim, Hermioną i Ronem ulegną zmianie.

[srodtytul]Gra na dwie miny [/srodtytul]

To już nie są niewinne dzieci, ale młodzi ludzie coraz bardziej świadomi własnej seksualności i uczuć. Żeby przekonująco pokazać tę przemianę, potrzeba porządnego scenariusza i aktorów. Co prawda Daniel Radcliffe, Emma Watson i Rupert Grint dojrzeli na oczach widzów fizycznie, ale nie zawodowo. Radcliffe nadal dysponuje dwiema minami – w okularach i bez. Grint wybałusza oczy. Tylko panna Watson ma odrobinę charyzmy. Fanów, którzy narzekali już na poprzednie ekranizacje autorstwa Yatesa, czeka spore rozczarowanie. Szczerze im współczuję, choć jestem mugolem.

[ramka] [b]Opinie

Specjalnie dla "Rzeczpospolitej": [/b]

[srodtytul]Wojciech Burszta [/srodtytul]

[i] antropolog kultury [/i]

Harry Potter odcisnął swój ślad w historii popkultury, ale na pewno nie jest fenomenem na miarę m.in. "Gwiezdnych wojen". Z filmów i książek o nastoletnim czarodzieju próbowano uczynić zjawisko pokoleniowe. Wypromować – tak jak w przypadku kosmicznej sagi George'a Lucasa – marketingowo medialne uniwersum, w którym kolejne generacje fanów mogłyby znaleźć coś dla siebie. Nie udało się. Perypetie Harry'ego Pottera – pod płaszczykiem magii i czarów – są bowiem klasyczną bajką dla grzecznych dzieci. W przeciwieństwie do "Gwiezdnych wojen" nie mają twórczego potencjału. Nie znajdziemy w nich wieloaspektowej wizji świata, w której jest miejsce na przygodę, ale także refleksję o charakterze filozoficznym czy politycznym.

Dlatego moda na Pottera dogasa, choć wokół niego było sporo ideologicznego szumu. Bajkę J.K. Rowling krytykował Watykan.

Sama pisarka przyznała, że profesor Albinus Dumbledore może być gejem. Natomiast gwiazdor serii Daniel Radcliffe działa aktywnie w ruchu gejowskim. Wątpię, czy tego typu rewelacje podtrzymają koniunkturę na Pottera. Zwłaszcza że przyćmiła ją nowa moda, teraz nadszedł czas wampirów, zombie i wilkołaków. Co spodoba się później? Trudno przewidzieć. Popkultura, choć złożona ze schematów, jest jednak nieprzewidywalna.

$>

Natomiast saga o Potterze jest pewnie ważnym doświadczeniem dla ludzi, którzy wyrośli na jego przygodach. Dojrzewali wraz z nim, czytając książki Rowling lub oglądając filmy. Będą wracać z nostalgią do tego czasu. Tworzą generację w sensie biograficznym, ale nie nazwałbym ich szumnie pokoleniem HP.

[srodtytul]ks. Andrzej Draguła [/srodtytul]

[i] doktor teologii [/i]

Figura wybrańca lub zbawcy – myślę, że do takiej roli aspiruje także Harry Potter – jest bardzo popularna w legendach i podaniach ludowych. Dlatego bardzo dobrze zadomowiła się również w kulturze popularnej poprzez hollywoodzkie superprodukcje typu "Superman", "Batman" czy "Spiderman". Oni są popkulturowymi wersjami zbawców. Nie nazywałbym ich jednak zbawicielami, bo to słowo zarezerwowane dla sfery sacrum.

Wydaje mi się, że saga o Harrym opiera się na podobnym paradygmacie jak narracja o komiksowych herosach, choć przyznam, że nie sięgnąłem po książki pani Rowling.

Oglądałem jedynie niektóre ekranizacje jej powieści. W ostatnich latach pojawiło się sporo filmów i książek, które – tak jak przygody Harry'ego Pottera – sugerują, że rzeczywistość jest pozorem, a prawdziwa walka o naszą przyszłą egzystencję i dusze rozgrywa się w krainie baśniowych stworów i czarodziejów. W ten sposób popadamy w gnostycyzm. Świat rozpada się w tego typu opowieściach – z jednej strony są bezwolni ludzie, np. mugole. Z drugiej – demony i anioły toczące za naszymi plecami batalię o losy ludzkości. Taka konstrukcja fabularna jest zapewne atrakcyjna dla widza czy czytelnika, ale na pewno nie można jej zaakceptować z punktu widzenia teologii katolickiej.

Przygody Harry'ego Pottera i innych bohaterów popkultury często są mieszaniną gatunków: od baśni przez science fiction aż po fantasy. Zwykle pokazują świat nadprzyrodzony i związane z nim dylematy religijne w sposób trywialny. W formie gry z odbiorcą, zabawy. Banalizują ważne problemy. To może być niebezpieczne.

[srodtytul] Joanna Olech [/srodtytul]

[i] autorka książek dla dzieci [/i]

Byline: Body: Harry Potter odcisnął trwałe piętno w świecie baśni, choć nie jest zjawiskiem na miarę np. Shreka. Zielony ogr pokazał, że baśniowa konwencja nie musi być skierowana wyłącznie do dzieci. Bawił także dorosłych, kpiąc ze schematów popkultury. Harry nie ma podobnych ambicji. Jego przygody są zbudowane z motywów wielokrotnie wykorzystywanych przez autorów literatury dla dzieci. Tyle że zostały smacznie podane.

Harry to sierota. Ten topos jest obecny w bajkach od zawsze. Bohatera z reguły się osieroca, by później mógł dokonywać heroicznych czynów. Wiadomo, że jeśli ma troskliwą matkę i kochającego ojca, nigdy nie wyruszy z domu, by zabić smoka lub stanąć oko w oko z czarownicą. Perypetie Harry'ego są poruszające, bo poznajemy go, gdy wychowywany jest przez zastępczą rodzinę odpychających mugoli. W metaforycznym sensie wszystkie dzieci – tak jak Harry – są krzywdzonymi sierotami, bo żyją w świecie zdominowanym przez starszych i silniejszych.

Dość oryginalnym pomysłem jest szkoła czarodziejstwa w Hogwarcie. Niewiele było dotychczas takich zabiegów w literaturze. Rowling fantastycznie sportretowała relacje rówieśnicze, a także stosunki między uczniami i nauczycielami. Hogwart istnieje w świecie magii, ale sprawdza się jako symbol każdej szkoły. Wielu z nas miało przecież do czynienia z opresyjnymi, niesprawiedliwymi belframi. Przeżywaliśmy podobne problemy jak Harry. Oczywiście, oglądam ekranizacje przygód Pottera. To są świetnie zrealizowane widowiska przygodowe, ale mimo wszystko zubożają książkę.

[/ramka]

Spece od promocji i marketingu w Hollywood są sprytnymi mugolami. Podzielili ekranizację „Harry'ego Pottera i insygniów śmierci" – ostatniego tomu sagi J.K. Rowling – na dwa odcinki. Pierwszy właśnie wchodzi do kin. Drugi będzie miał premierę w lipcu przyszłego roku. Zgodnie z oficjalną wersją ma to zadowolić potteromaniaków i jak najwierniej przenieść opasłą powieść na ekran. Rozczula mnie troska o samopoczucie fanów, ale ja w tę bajkę nie wierzę. Chodzi po prostu o kasę.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!