Autorka filmu Jennifer Baichwal słuchała zwierzeń w różnych zakątkach globu – w Kanadzie, USA, na Kubie, we Francji. Zebrała opowieści o metafizycznej sile wyładowania atmosferycznego. – Ta historia z błyskawicą zmieniła moje spojrzenie na świat. Uderzenie pioruna ma ogromny ciężar gatunkowy – twierdzi jeden z bohaterów filmu.
Miał 14 lat, gdy znalazł się pod drutem kolczastym i wtedy uderzył w niego piorun. Mówi, że przeżył wówczas transcendentny lęk i że od tamtej pory towarzyszy mu wiele pytań, na które wciąż szuka odpowiedzi.
Naukowcy wyjaśniają, że wyładowanie elektryczne to poszukiwanie równowagi i że podobnie działają neurony w ludzkim mózgu, wyspecjalizowane komórki służące do przekazywania informacji. Zdaniem ekspertów w mózgu mają miejsce mikrowyładowania elektryczne przypominające piorun. Miliardy neuronów tworzą skomplikowane układy. Każdy neuron ma około 100 synaps służących do łączenia z innymi neuronami.
Jedna z bohaterek dokumentu, Meksykanka opowiada o śmierci swego kilkuletniego syna porażonego przez piorun, tłumacząc zdarzenie wolą boską. Uważa, że jedynie z pokorą i szacunkiem można podchodzić do rzeczy, których nie pojmujemy. Chłopiec z dużą grupą dorosłych i dzieci szedł na specjalne nabożeństwo św. Krzyża na pobliską górę. Nie zanosiło się na deszcz ani burzę...
Jest w filmie również relacja człowieka, który całkowicie zmienił swe życie pod wpływem traumatycznego przeżycia. Po rażeniu piorunem przez 28 minut znajdował się w stanie śmierci klinicznej, przez kolejnych sześć był całkowicie sparaliżowany. Następne dwa lata wracał do zdrowia, musiał od nowa nauczyć się chodzić i odnaleźć swoje miejsce w życiu. Z żądnego mocnych przygód marines, nieliczącego się z cudzym życiem, przeistoczył się w twórcę największego w USA programu opieki nad weteranami.