Pierwsza minuta filmu. Katarzyna Groniec śpiewa „Trzy listy". W refrenie, w archiwalnym nagraniu, zastępuje ją Wiera Gran. Ale zanim zobaczymy jej zdjęcia – jeszcze eleganckiej i pięknej – ekran wypełnia inna twarz. Zasłuchana, skupiona twarz Agaty Tuszyńskiej.
Pisarka, poetka, reportażystka. W 2010 r. wydała książkę „Oskarżona: Wiera Gran", którą wydobyła z niepamięci historię zmagającej się całe powojenne życie z posądzeniem o kolaborację pieśniarki getta. W opisie filmu występuje jako scenarzystka. Ale i sama jest obiektem obserwacji.
Mamy bowiem do czynienia ze swoistym ABC dokumentalnego pisarstwa. Nadarza nam się niepowtarzalna okazja bycia świadkami rozmów z osobami, które mogą coś wnieść do sprawy Gran. Ich słowa – nawet jeśli znane już z „Oskarżonej..." – mają zupełnie inną moc. Wzbogacone o trudniejsze do oddania w druku emocje pokazują dobitnie, z jak trudnymi kwestiami przychodzi się autorce mierzyć.
Bo Tuszyńska nie pyta wyłącznie o Wierę. Docieka na przykład tego, „do czego człowiek był zdolny, co mógł zrobić, żeby przeżyć". Czy jedynie, by zrozumieć, przed jakimi dylematami stawali żyjący w tamtym czasie? Czy przede wszystkim żeby – jak mówi – „zapytać siebie, co ja bym zrobiła", nad czym zastanawiała się już w swojej książce „Rodzinna historia lęku".
„Nie chcę o tym myśleć. Pani mnie męczy" – mówi jej Marcel Reich-Ranicki. „Pani nie wie, co to jest getto, i nie można tego wyjaśnić. Można badać sto razy, ale póki się nie zazna głodu, póki człowiek nie jest głodny tydzień, miesiąc, rok, trzy lata, nie będzie wiedział, co to jest głód" – mówi jej Aleksander Klugman. Tuszyńska musi sobie radzić z pełnym smutku zniecierpliwieniem, powściąganą niechęcią nawet. Ale jest to niewielka cena za wiedzę. O tym, jak inna w sytuacjach granicznych była skala moralności. Jakie niebezpieczeństwa, nawet dla „swoich", niosła ze sobą powojenna niepohamowana chęć odwetu. Jak niemożliwy do rozwikłania bywa problem, kto był sprawcą, kto ofiarą.