Mów mi Vincent - recenzja filmu

„Mów mi Vincent" jest dowodem na to, że dobrzy aktorzy mogą tchnąć nowe życie w ograne schematy. Film od piątku na ekranach - pisze Marek Sadowski.

Publikacja: 11.12.2014 18:12

Mów mi Vincent - recenzja filmu

Foto: Forum

To nie jest wielkie kino i nie próbuje tego udawać. Reżyserski debiut Theodore'a Melfiego, autora uznanych reklamówek i scenarzysty filmów fabularnych – jest sympatyczną, kameralną komedią, złożoną ze znanych, wielokrotnie wypróbowanych przez Hollywood fabularnych klisz.

To historia starzejącego się mizantropa i egocentryka z Brooklynu, człowieka, który na własne życzenie przegrał nie tylko kupę forsy na wyścigach konnych, ale przede wszystkim własne życie. Teraz spotyka na swej drodze 12-latka, ucznia katolickiej szkoły, który wraz z matką w trakcie rozwodu zamieszkał w sąsiednim domu.

Z góry wiadomo, czym to spotkanie się zakończy. Początkowa niechęć tytułowego Vincenta w miarę upływu czasu i kolejnych zdarzeń zamieni się w niezwykłą przyjaźń, której nie przeszkodzi ani różnica wieku i życiowych doświadczeń, ani zdziwienie i brak akceptacji otoczenia.

Melfi tak precyzyjnie skonstruował scenariusz, że schematy nie przeszkadzają w odbiorze całości. I aż do finału (w którym, niestety, poszedł na całość) konsekwentnie uciekał od sentymentalizmu i lukrowania ekranowej rzeczywistości. A unikając publicystycznej nachalności, wplótł w komediowe zdarzenia trochę społecznych obserwacji dotyczących np. amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej, sądownictwa, opieki nad weteranami wojennymi czy przemocy w szkole.

Aby taka mieszanka wypaliła, potrzebni są aktorzy, którzy znajdą sposoby na obejście schematów, z których zbudowano grane przez nich postaci. Melfi takich znalazł i obsadził, w wypadku kobiet wbrew ich dotychczasowym ekranowym wizerunkom.

Trudno sobie wyobrazić w roli tytułowej kogoś innego niż Billa Murraya (choć podobno początkowo miał grać Jack Nicholson). Ten uznany aktor komediowy kilkakrotnie udowodnił, że dobrze się czuje także w dramatach. A Vincent nie należy do typowych ról komediowych. W jego interpretacji jest na przemian śmieszny i żałosny, bezczelny i skonfundowany. A rodzinna tajemnica, którą długo przed widzami i otoczeniem ukrywa, pozwala spojrzeć na tę postać z zupełnie innej strony. Zrozumieć jego zachowanie i stosunek do życia.

Partnerujący mu nastoletni debiutant – Jaeden Lieberhe – rezolutny i nieporadny jest bardzo przekonujący i psychologicznie prawdziwy. Bardzo zabawna w roli rosyjskiej „pani, która pracuje nocą", jest Naomi Watts, znana wcześniej jedynie z ról dramatycznych. Za to aktorka komediowa Melissa McCarthy zagrała rolę matki walczącej o prawo do opieki nad synem w całkowicie poważnym tonie.

Marek Sadowski

To nie jest wielkie kino i nie próbuje tego udawać. Reżyserski debiut Theodore'a Melfiego, autora uznanych reklamówek i scenarzysty filmów fabularnych – jest sympatyczną, kameralną komedią, złożoną ze znanych, wielokrotnie wypróbowanych przez Hollywood fabularnych klisz.

To historia starzejącego się mizantropa i egocentryka z Brooklynu, człowieka, który na własne życzenie przegrał nie tylko kupę forsy na wyścigach konnych, ale przede wszystkim własne życie. Teraz spotyka na swej drodze 12-latka, ucznia katolickiej szkoły, który wraz z matką w trakcie rozwodu zamieszkał w sąsiednim domu.

Film
Złoty Lew dla „W pokoju obok” Pedro Almodóvara. Tragedia nagrodzonej za rolę kobiecą Nicole Kidman
Film
Michael Keaton wraca do prawdziwego nazwiska. Jak nazywa się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe: Tim Burton i Yorgos Lanthimos – dwaj mocarze dzisiejszego kina
Film
Wenecja 2024: Zbrodnie dyktatury i resentymenty
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Film
„Joker: Szaleństwo we dwoje”. Todd Phillips porusza ryzykowne tony
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki