„Gdybyśmy nie mieli wątpliwości, gdyby nie było tajemnicy, nie byłaby potrzebna wiara. Módlmy się, aby Bóg dał nam papieża, który wątpi” – mówi w „Konklawe” kardynał Lawrence.
Kościół to, jak chce papież Franciszek, „jedność, pokój i pokora”? Film Edwarda Bergera oparty na bestsellerowej książce Roberta Harrisa z 2016 roku zdaje się temu zaprzeczać. Harris słynie z powieści o walkach na najwyższych szczeblach władzy: o intrygach i korupcji, o bezpardonowych potyczkach między przedstawicielami zwalczających się frakcji politycznych. Ich tłem był starożytny Rzym, jak w trylogii Cycerona, czy współczesna Europa, jak w „Duchu” – thrillerze o łatwym do manipulowania premierze, którego recenzenci porównywali do Tony’ego Blaira. Powieść „Konklawe” jest próbą przekroczenia murów Watykanu. Na jej kanwie scenariusz napisał Peter Straughan, nominowany do Oscara za tekst „Szpiega”.
Powstał film o machinacjach na szczytach władzy kościelnej. Gdy nagle umiera papież reformator, w swojej niechęci do przepychu podobny do obecnego papieża Franciszka, ponad 100 kardynałów z całego świata zbiera się, by wybrać nowego zwierzchnika Kościoła.
Obradami zarządza kardynał Lawrence (genialny Ralph Fiennes), który sam nie chce ubiegać się o papieskie honory. Głównych pretendentów jest czterech: Goffredo Tedesco (Sergio Castellito) – konserwatywny Włoch, który cofnąłby Kościół, m.in. przywracając łacinę w czasie mszy, inny Włoch, Aldo Bellini (Stanley Tucci) – inteligentny reformator, Kanadyjczyk Joseph Tremblay (John Lithgow) i Joshua Adeyemi (Lucian Msamati) – charyzmatyczny Nigeryjczyk, zaciekły przeciwnik homoseksualimu. Każdy z nich ma swoich zwolenników i przeciwników, każdy walczy o poparcie. Kardynałowie są odcięci od świata, nie mogą wyjść z watykańskich pomieszczeń dopóki nad Kaplicą Sykstyńską nie pojawi się biały dym oznaczający „habemus papam”. Jednak wielowiekowa tradycja nie łagodzi obyczajów, kolejne głosowania nie przynoszą rezultatu, a w czasie obrad pojawia się ktoś „nowy” – mianowany w ostatniej chwili przez papieża kardynał z Iraku (Carlos Diehz). I powoli właśnie ten nieznany duchowny, jakby „z zewnątrz” całego układu, nabiera siły. Kryje wielką tajemnicę, której zdradzić recenzentowi nie wolno. Dość powiedzieć, że szacunek dla inności może być miarą człowieczeństwa. Warto czekać na zaskakującą końcówkę filmu.