„Zabierz mnie na Księżyc”. Wyprawa w kosmos jako tło komedii romantycznej. Recenzja

W „Zabierz mnie na Księżyc” Scarlett Johansson i Channing Tatum romansują przed kamerą Dariusza Wolskiego.

Publikacja: 12.07.2024 04:30

Scarlett Johansson i Channing Tatums w rolach głównych

Scarlett Johansson i Channing Tatums w rolach głównych

Foto: UIP

20 lipca 1969 roku relację z lądowania pierwszego człowieka na księżycu oglądało na telewizyjnych ekranach 400 mln ludzi. Czarno-białe, rozedrgane zdjęcia. Euforia. I słowa Armstronga: „To są małe kroki człowieka, ale wielkie ludzkości”. Ale też niewiadoma. Czy można to doświadczenie przeżyć? Wrócić na Ziemię? Jak zareaguje na nie organizm? A przede wszystkim: czy to się w ogóle uda? 

Pojawiły się potem teorie spiskowe, że NASA sfingowała zdjęcia i próbki księżycowych skał, żeby wygrać kosmiczny wyścig z ZSRR i usprawiedliwić ogromne wydatki na badania kosmiczne. I właśnie wydarzenia z tamtych lat powracają w filmie Grega Berlantiego „Zabierz mnie na Księżyc”. Choć są głównie tłem komedii romantycznej z fikcyjnymi bohaterami, w których wcielają się Scarlett Johansson i Channing Tatum. „Zabierz mnie na księżyc, pozwól mi bawić się wśród gwiazd... Weź mnie za rękę, pocałuj” – śpiewał kiedyś Frank Sinatra w swoim popularnym przeboju.

Czytaj więcej

Tajemnicza wiadomość od Longlegsa. Nicolas Cage w roli nawiedzonego mordercy, czyli horrory na lato

Dla naukowców z Cape Canaveral Księżyc – symbol westchnień zakochanych – stał się synonimem postępu, ekspansji, poznawania wszechświata. Dla filmowców – tajemnicą do zgłębienia, a wreszcie częścią wszechświata idealnego do zdobywania przez bohaterów obrazów science fiction. 

Kiedy powstał pierwszy film o podboju kosmosu

Pierwszy film o wyprawie pozaziemskiej powstał w 1902 (!) roku, 60 lat przed badaniami i pracami naukowców z NASA. Francuski pionier kina George Melies w filmie zatytułowanym „Podróż na księżyc” wyprawił wówczas w przestworza grupę naukowców. Była rakieta kosmiczna, wystrzeliwana w niebo w asyście kompanii pożegnalnej złożonej z kobiet w szortach (to znów wyprzedzało czas), byli też na Księżycu rdzenni mieszkańcy przypominający dziwne owady, stawiający opór przybyszom i rozpadający się w kłębach dymu po ukłuciu parasolem. 

Andriej Tarkowski w „Solaris” zadawał pytania natury egzystencjalnej, Danny Boyle w „W stronę słońca” opowiadał o samotności w kosmosie, Robert Zemeckis w „Kontakcie” badał możliwości współistnienia z Obcym, Mel Brooks robił sobie „Kosmiczne jaja”, w przestworza wyprawiali się mistrzowie: Stanley Kubrick, Ridley Scott, Christopher Nolan, Alfonso Cuaron. No i oczywiście twórcy popularnych superprodukcji science fiction z George’em Lucasem, twórcą kinowej serii o „Gwiezdnych wojnach” na czele. 

„Zabierz mnie na Księżyc. Zwiastun filmu

Ale były też filmy, których autorzy opowiadali o autentycznym podboju Kosmosu. Jak „Apollo 13” Rona Howarda o locie, podczas którego na pokładzie statku kosmicznego nastąpił wybuch. Kabina miała zapas tlenu wystarczający na 45 godzin, a szef statku Lovell i dwaj członkowie jego załogi potrzebowali 90 godzin, by sprowadzić pojazd na ziemię. Razem z pracownikami Ośrodka Kontroli Lotów toczyli przeraźliwą walkę z czasem. 

Z kolei w „Pierwszy człowiek” był filmem o Neilu Armstrongu, który jako pierwszy postawił nogę na Księżycu. Damien Chazelle zaczął opowiadać jego historię w 1961 roku, gdy po śmierci córki Armstrong zgłosił się do programu Gemini. Reżyser pokazał codzienność ludzi, którzy biorąc udział w programie kosmicznym, co jakiś czas muszą żegnać na zawsze swoich współpracowników i przyjaciół, ginących za sterami samolotów i rakiet. Opowiedział o żonie Armstronga, która zmusiła męża, by przed startem Apollo 11 dwóm małym synom powiedział prawdę: że może z wyprawy na księżyc nie wrócić. Były w „Pierwszym człowieku” pytania o cenę popychania naprzód wiedzy o kosmosie. O ambicje polityczne, które leżą u podstaw takich programów, o koszty finansowe, jakie musi ponosić społeczeństwo, a wreszcie o koszty życiowe i psychiczne tych, którzy w podobnych przedsięwzięciach biorą udział.

„Zabierz mnie na Księżyc. Recenzja filmu Grega Berlantiego

Teraz zaś w autentycznej scenerii przylądku Canaveral nakręcił film Greg Berlanti. W „Zabierz mnie na Księżyc” wydarzenia z końca lat 60. posłużyły jako tło komedii romantycznej. Wieczorem w barze do stolika, przy którym siedzi atrakcyjna, młoda kobieta podchodzi mężczyzna i rzuca: „Pani płonie”. Dziewczyna bierze to za marny podryw, ale facet szybko dodaje: „Pani książka się pali”. Dziewczyna w pierwszym odruchu zalewa ogień winem, które ma w kieliszku. Płomień bucha jeszcze bardziej. Dusi go dopiero marynarka rzucona na stół przez nieznajomego. I już widać, że to może być początek romansu.

Ich następne spotkanie odbędzie się jednak w zupełnie innych okolicznościach. W wielkiej hali Centrum Kosmicznego. Kelly Jones jest specjalistką od marketingu, która potrafi zareklamować i sprzedać wszystko. Rząd broni się przed zarzutami, że zbyt wielkie pieniądze idą na badania kosmiczne. Chce też zatrzeć pamięć o katastrofie Apollo 1, w której zginęło trzech członków załogi. I dlatego angażuje Kelly. Facet z baru, Cole Davis, okazuje się dyrektorem do spraw startów. 

Coś przyciąga ich do siebie, choć mają różny stosunek do życia. Cole jest człowiekiem prostolinijnym, Kelly osiąga zawodowy sukces także dlatego, że jest gotowa na wszystko, nawet na kłamstwo. I tak zaczyna działać, reklamując przygotowania lotów kosmicznych. Popularyzuje wizerunek kosmonautów, organizuje sesje, zatrudnia aktorów, by grali pracowników centrum, którzy nie chcą udzielać wywiadów. Aż wreszcie godzi się na największe oszustwo. Biały Dom i CIA chce, by w tajemnicy przed wszystkimi w ośrodku zostały nakręcone sceny lądowania na Księżycu. Na wypadek, gdyby astronautom się lądowanie nie udało. „Przydałby się nam Kubrick” – żartuje Kelly, ale organizuje zdjęcia. 

Recenzenci z kręgów anglo-amerykańskich bardzo „Zabierz mnie na księżyc” krytykują. Nazywają go marną imitacją, nie godzą się na podgrzewanie kiepskiej atmosfery wokół lądowania. W latach 70. XX wieku powtarzały się zarzuty, że wszystko było sfingowane, dziś już 94 proc. amerykańskiego społeczeństwa sprzeciwia się tym teoriom. Choć trzeba przyznać, że scenarzystka Rose Gilroy i reżyser Greg Barlanti próbują też pokazać kryjące się za lotami w kosmos meandry rządowej propagandy. A całkiem dobrego zdania są ci, którzy patrzą na „Zabierz mnie na Księżyc” jak na komedię romantyczną z fikcyjnymi bohaterami. I jeszcze jeden wielki plus: twórcy świetnie oddają realia lat 60. Scarlett Johansson w uczesaniu a la Marylin Monroe, przyszarzone, świetne zdjęcia Dariusza Wolskiego – wszystko tu gra. 

Tak więc o ważnym dziele nie ma mowy, ale odpocząć w kinie po upalnym dniu na tym filmie można. 

20 lipca 1969 roku relację z lądowania pierwszego człowieka na księżycu oglądało na telewizyjnych ekranach 400 mln ludzi. Czarno-białe, rozedrgane zdjęcia. Euforia. I słowa Armstronga: „To są małe kroki człowieka, ale wielkie ludzkości”. Ale też niewiadoma. Czy można to doświadczenie przeżyć? Wrócić na Ziemię? Jak zareaguje na nie organizm? A przede wszystkim: czy to się w ogóle uda? 

Pojawiły się potem teorie spiskowe, że NASA sfingowała zdjęcia i próbki księżycowych skał, żeby wygrać kosmiczny wyścig z ZSRR i usprawiedliwić ogromne wydatki na badania kosmiczne. I właśnie wydarzenia z tamtych lat powracają w filmie Grega Berlantiego „Zabierz mnie na Księżyc”. Choć są głównie tłem komedii romantycznej z fikcyjnymi bohaterami, w których wcielają się Scarlett Johansson i Channing Tatum. „Zabierz mnie na księżyc, pozwól mi bawić się wśród gwiazd... Weź mnie za rękę, pocałuj” – śpiewał kiedyś Frank Sinatra w swoim popularnym przeboju.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Złoty Lew dla „W pokoju obok” Pedro Almodóvara. Tragedia nagrodzonej za rolę kobiecą Nicole Kidman
Film
Michael Keaton wraca do prawdziwego nazwiska. Jak nazywa się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe: Tim Burton i Yorgos Lanthimos – dwaj mocarze dzisiejszego kina
Film
Wenecja 2024: Zbrodnie dyktatury i resentymenty
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Film
„Joker: Szaleństwo we dwoje”. Todd Phillips porusza ryzykowne tony
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki