„Oparte na faktach", „Wydarzyło się naprawdę" – takie formułki ostatnio coraz częściej pojawiają się tuż po tytule filmu. Z jednej strony to widoczny skutek braku weny u scenarzystów, z drugiej zaś – pozytywnej – chęć zaprezentowania na ekranie zdarzeń i postaci, o których ciekawym życiu czy dokonaniach wie tylko garstka wtajemniczonych.
Alan Bennett, scenarzysta „Damy w vanie", użył sformułowania „przeważnie prawdziwa historia". Bowiem wiedział najlepiej, co naprawdę się zdarzyło, a co ubarwił dla uatrakcyjnienia przedstawianej historii. Pewnego dnia 1970 roku na Gloucester Crescent, spokojnej londyńskiej ulicy zamieszkałej przez artystów i intelektualistów, pojawił się wiekowy, mocno poturbowany wehikuł. Wysiadła z niego mocno starsza pani o wyglądzie i zapachu kloszardki. Osoba tajemnicza, agresywna, uparta, opryskliwa i pełna pretensji do wszystkich o wszystko, parkująca swój pojazd przed kolejnymi posesjami.