– Niezadawanie pytań to porażka dla narodu – mówi jeden z bohaterów filmu Jamesa Vanderbilta. Wierzy, że dziennikarze są czwartą władzą. Tylko czy dzisiejsze demokracje wciąż na to pozwalają?
W tym roku Oscara dla najlepszego filmu roku zgarnął „Spotlight", film o grupie dziennikarzy „Boston Globe", która w 2002 roku przygotowała raport o pedofilii w Kościele. Akcja filmu Vanderbilta toczy się dwa lata później. Trwa kampania wyborcza, o drugą kadencję ubiega się George W. Bush.
Dziennikarka CBC Mary Mapes otrzymuje od informatora dokumenty świadczące o niechlubnej przeszłości Busha. W 1968 r. skończył on studia w Yale. Toczyła się wojna wietnamska, w kraju trwał nabór do wojska. George Bush senior, wówczas kongresman, załatwił synowi przydział do specjalnej jednostki Gwardii Narodowej, niewysyłanej na front. Co więcej, George junior po jakimś czasie z zajęć dezerterował. Te fakty kompromitują prezydenta USA, stale powtarzającego frazesy o patriotyzmie.
Mary Mapes, autorka reportaży z Abu Ghraib, współpracowała z jednym z najmocniejszych programów informacyjnych „60 minutes" i z legendarnym komentatorem Danielem Irvinem Ratherem, który robił materiały o zamachu na prezydenta Kennedy'ego, przeprowadzał wywiady z Saddamem Husajnem, nadawał korespondencje z Afganistanu podczas inwazji radzieckiej.
Rather traktował Mapes trochę jak córkę lub najzdolniejszą uczennicę. Ona widziała w nim mistrza i opiekuńczego ojca. Pracowali razem wielokrotnie, także przy sprawie Busha. I oboje zapłacili za to wysoką cenę, bo po emisji materiału sukces święcili tylko przez chwilę. Zaraz potem zaczęto wytykać im błędy i nieścisłość. A informatorzy zaczęli się wycofywać.