On sam był taką właśnie, niejednoznaczną postacią. Balansując na granicy wielkiej sztuki i kiczu, wymykał się wszelkim schematom. Zapisano o nim tony papieru. Jedni go uwielbiali, inni uważali za hochsztaplera. Nazywano go „Cagliostrem widowiska” i prowincjuszem nie rozumiejącym spraw wielkiego świata.
Geniuszem i twórcą pozbawionym odpowiedniego przygotowania intelektualnego. Bulwersował zresztą nie tylko jako artysta, lecz również jako człowiek. Wiecznie otoczony tłumem uczniów i pochlebców, tworzył swoje życie tak samo jak swoje filmy. O dzieciństwie i młodości opowiadał dziennikarzom niestworzone historie. Za każdym razem inne. Sam kiedyś przyznał: „Nie powinniście mieć zaufania do moich słów, ponieważ za rok będę mówił zupełnie co innego. Byłoby rzeczą koszmarnie przygnębiającą przez całe życie powtarzać to samo”.