Blue Ruin - recenzja filmu

Jeremy Saulnier w „Blue Ruin" poraża okrucieństwem i prowokuje. Od piątku na ekranach - pisze Barbara Hollender.

Aktualizacja: 19.08.2014 21:13 Publikacja: 19.08.2014 17:52

Macon Blair (Dwight Evans) zagrał znakomitą rolę

Macon Blair (Dwight Evans) zagrał znakomitą rolę

Foto: Gutek Film

Zaczyna się jak obyczajówka. Brodaty mężczyzna bierze prysznic, kamera pokazuje typowy dom amerykańskiej klasy średniej. Gdy jednak na podjeździe zatrzymuje się samochód, z którego wysypuje się duża rodzina, nagi facet w panice ucieka przez okno. Był tu intruzem. Reżyser Jeremy Saulnier szybko go widzom przedstawia.

Zobacz galerię zdjęć

Dwight Evans żyje na plaży w zdezelowanym niebieskim samochodzie, szuka jedzenia w śmietnikach, czasem ukradnie w sklepie ubranie. Co mu się w życiu przydarzyło - nie wiemy, ale mamy przed sobą człowieka bez żadnych planów na przyszłość i ambicji. Aż do czasu, gdy dowiaduje się, że wyszedł z więzienia ktoś, z kim ma stare porachunki.

Widz odkryje, co zdarzyło się Dwightowi w przeszłości, a film zamieni się w krwawą opowieść o odwecie, w której nietypowym, bo bardzo zwyczajnym mścicielem jest nieznany, a świetny aktor Macon Blair.

Saulnier i Blair byli zwariowani na punkcie ruchomych obrazów od wczesnej młodości. I już wtedy wiedzieli, że bawi ich kino gatunkowe. W 1998 roku nakręcili razem etiudkę „Goldfarb" o szkolnych zabijakach, którzy zostali wynajęci do walki z zombie. W 2007 roku zrobili „Murder Party", gdzie akcja toczyła się podczas zabawy w czasie Halloween. Ale tak naprawdę obu im nie szło. Saulnier skończył prestiżową, nowojorską Tisch School of Arts, ale producenci nie czekali na niego z otwartymi ramionami.

„Blue Ruin" powstało za minimalne pieniądze — własne oszczędności i niewielkie sumy ofiarowane przez internautów w portalu Kickstarter. 400 osób uzbierało tam brakujące 35 tysięcy dolarów. Przedsięwzięcie jednak mogło skończyć się klapą, bo selekcjonerzy festiwalu Sundance film odrzucili. Uratowało je Cannes. W eksperymentalnej sekcji „Piętnastka reżyserów" Saulnier i Blair odnieśli sukces. Międzynarodowi krytycy, w przeciwieństwie do większości swoich amerykańskich kolegów, zachwycili się filmem, porównując go do wczesnych obrazów braci Coen i Tarantino, a dystrybucją zajęli się hollywoodzcy potentaci - bracia Weinstein.

Co takiego jest w „Blue Ruin", że udało mu się wyjść przed szereg rozlicznych, kręconych w pół-amatorskich warunkach filmów? Otóż jest on jest perfekcyjnie zrealizowany, pełen artystycznie skomponowanych kadrów, a poza tym trzyma w napięciu, zaskakuje. Piękne plenery Virginii kontrastują tu z przerażającą przemocą. I, co jest może najważniejsze, gwałt staje się tu udziałem zwykłych ludzi, elementem niemal codziennym. Zostaje wpisany w amerykańską prowincję.

Saulnier łamie mity - pokazuje świat, w którym marzenia o małej stabilizacji muszą zderzyć się z przerażającą rzeczywistością. Zło zakorzeniło się głęboko. W kraju, gdzie każdy ma prawo posiadania w domu broni, życie ludzkie zależy od pociągnięcia za cyngiel. Krew rozpryskująca się z rozprutej nożem głowy niemal nie dziwi. I może ta prowokacja jest największą wartością „Blue Ruin". To ona sprawia, że Jeremy Saulnier - ojciec trojga dzieci - nie epatuje przemocą, lecz krzyczy i ostrzega.

Barbara Hollender

Zaczyna się jak obyczajówka. Brodaty mężczyzna bierze prysznic, kamera pokazuje typowy dom amerykańskiej klasy średniej. Gdy jednak na podjeździe zatrzymuje się samochód, z którego wysypuje się duża rodzina, nagi facet w panice ucieka przez okno. Był tu intruzem. Reżyser Jeremy Saulnier szybko go widzom przedstawia.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!