Cannes powoli zaczyna ogarniać gorączka. Za pokój w dwugwiazdkowym hotelu, który jeszcze dwa dni temu kosztował 60 euro, teraz trzeba zapłacić 250 euro. Uczestnicy festiwalu odbierają plakietki, w osobnej kolejce dziennikarze, w osobnej profesjonaliści, czyli filmowcy, dystrybutorzy. Oblicza się, że w czasie majowej imprezy do 68-tysięcznego Cannes zjeżdża około 30 tysięcy gości – nie tylko tych akredytowanych, ale i zwyczajnych turystów, którzy chcą z bliska popatrzeć na gwiazdy i filmowy szał.

A ten zacznie się już w środę wieczorem, gdy po czerwonym dywanie wejdzie po raz pierwszy do Pałacu Festiwalowego jury obradujące pod przewodnictwem braci Coen. Nigdy jeszcze gremium oceniające nie miało dwóch szefów, ale jak rozdzielić Ethana i Joela? „Cieszymy się jak dzieci, że zechcieli przyjąć naszą propozycję" – mówił na konferencji prasowej nowy dyrektor festiwalu Pierre Lescure. Bohaterami pierwszego wieczoru będą też członkowie ekipy filmu „La tete haute" Emmanuelle Bercot. I to znów pewna niespodzianka. Po raz pierwszy od blisko 30 lat festiwal otworzy obraz zrealizowany przez kobietę. Bercot, aktorka i reżyserka, mówiła w wywiadach, jak czuje się bardzo wyróżniona. Wspiera ją aktorka, z którą przyjaźnią się od lat – wielka dama francuskiego kina Catherine Deneuve grająca tu kuratorkę młodocianych przestępców.

A to dopiero początek tegorocznej parady gwiazd. Amerykanie zdecydowali się zacząć w Cannes sezon superprodukcji. Nie lada gratkę będą mieli fotoreporterzy, gdy podczas premiery „Mad Max: Fury Road" pojawią się Charlize Theron i Tom Hardy. Todd Haynes przywiezie na Lazurowe Wybrzeże film „Carol" – historię lesbijskiej miłości z Cate Blanchett w roli głównej. Z kolei Woody Allen dzięki kameralnej opowieści z małego akademickiego miasteczka „Irrational Man" wzbogaci canneńską kolekcję sław o Joaquina Phoenixa i Emmę Stone. Gus Van Sant pokaże „Morze drzew" z Matthew McConaugheyem. Z Australii przyjedzie Justin Kurzel razem z gwiazdami swojego „Makbeta" – Michaelem Fassbenderem i Marion Cotillard. W wyścigu do sław nie pozostają w tyle reżyserzy europejscy. Nawet ci, których dotąd satysfakcjonowali rodzimi aktorzy, teraz sięgnęli po Anglosasów. Włosi Paolo Sorrentino i Matteo Garrone, Norweg Joachim Trier, a nawet Grek Yorgos Lanthimos obsadzili w swoich filmach aktorów anglojęzycznych, m.in. Colina Farrella, Gabriela Byrne'a, Jesse Eisenberga, Michaela Caine'a, Rachel Weisz.

Parada gwiazd sprzyja światowej promocji filmów. Do Cannes przyjeżdża 4,5 tysiąca dziennikarzy, wielu z nich „poluje" właśnie na wywiady z aktorami. Ale jednocześnie europejski festiwal to nie gala wręczania Oscarów. Tutaj krytycy snobują się na artystów, takich choćby jak Azjaci – Chińczyk Jia Zhangke, Japończyk Hirokazu Koreeda czy Tajwańczyk Hou Hsiao-hsien. I szukają nowych trendów, zjawisk, talentów.

W tym roku z ponad 40 tytułów, jakie znalazły się w programie oficjalnym – osiem to debiuty. Jak przekonuje dyrektor artystyczny festiwalu Thierry Fremaux, Cannes kocha autorów. W konkursie znalazły się więc m.in. nowe filmy Nanniego Morettiego i Paola Sorrentino czy świeża produkcja Jacques'a Audiarda.

I jeszcze znamię czasu. Tuż przed festiwalem rozgorzała dyskusja na temat... selfies. Fremaux chciał zabronić robienia ich na czerwonym dywanie. Uznał, że to zwyczaj barbarzyński, „beznadziejny i groteskowy". Wtórowała mu Catherine Deneuve, w wywiadzie dla „Le Figaro" mówiąc, że trzeba wiedzieć, kiedy wyłączyć telefon. A jednak Fremaux wycofał się. Nie sposób walczyć z całym światem.