Koronawirus: Kino czeka na kroplówkę

Filmy, w tym “Hejter” Komasy, trafiają do Internetu. Gorzej mają tytuły, których produkcję planowano lub przerwano.

Publikacja: 19.03.2020 20:00

Koronawirus: Kino czeka na kroplówkę

Foto: JarosŁaw SosiŃski/NAIMA FILM

6 marca wszedł na ekrany film „Sala samobójców. Hejter” Jana Komasy, który niedawno zdobył nominację do Oscara za „Boże ciało”. W pierwszy weekendy film przyciągnął do kin blisko 150 tys. widzów. W sytuacji bez wyjścia dystrybutor i producenci zdecydowali, że od film będzie można oglądać na Player.pl - dostęp do niego przez 48 godzin kosztuje 35 zł, zaś abonenci Canal+ mogą go zobaczyć w usłudze Premiery VoD za 25 zł. Reżyser na Facebooku napisał “Hejter? Jutro!”.

Marzenie o powrocie

Producent Wojciech Kabarowski z Naima Film na Facebooku wystosował do widzów dramatyczny apel o oglądanie „Hejtera” na wszystkich platformach VoD, na których jest dostępny:

„Wyprodukowaliśmy „Hejtera” w 100% za środki prywatne. W budżecie filmu nie ma ani grosza z PISF i innych funduszy publicznych czy państwowych. Mamy z koproducentami filmu specyficzny gentleman agreement. Zwrot nakładów, nawet bez żadnych zysków sprawi, że dostaniemy środki na nowy film (...) Decyzja o udostępnieniu filmu na VoD jest desperacką próbą ratowania tego, co da się jeszcze uratować. Przypomnę, że nawet Tribeca Film Festival został przesunięty a „Hejter” dostał się tam do konkursu głównego jako pierwszy polski film pełnometrażowy w historii. Tak więc jeśli lubicie nasze filmy, pierwszą „Salę...” czy „Jesteś Bogiem”, oglądajcie „Hejtera” na VoD. Namówcie rodzinę i znajomych, a my zrewanżujemy się następnym filmem, który Wam się spodoba”.

— Ten film to trzy lata naszej pracy - mówi “Rz” producent Jerzy Kapuściński. - Miał już recenzje we wszystkich mediach, dużą kampanię promocyjną, a na dodatek komentuje naszą wyborczą i polityczną rzeczywistość. Musi teraz dotrzeć do widzów. Dlatego bardzo szybko podjęliśmy decyzję o szukaniu kanałów dystrybucji poza siecią kin. Mam nadzieję, że za jakiś czas film wróci do kin —

Na czas nieokreślony zostały przesunięte premiery kilku innych rodzimych filmów, które miały trafić do dystrybucji 13 i 20 marca. Są wśród nich „Zieja” Roberta Glińskiego – dramat o księdzu Janie Zieji, kapelanie AK w czasie II wojny światowej, jednym ze współzałożycieli w latach 70. Komitetu Obrony Robotników, którego zagrał Andrzej Seweryn. „W lesie dziś nie zaśnie nikt” Bartosza Kowalskiego” z Julią Wieniawą i Olafem Lubaszenko, to pierwszy polski slasher – zrealizowany z przymrużeniem oka horror, w którym znikają kolejni bohaterowie. Dystopijny „Eastern” Piotra Adamaczyka rozgrywa się w świecie nowoczesnym, ale pełnym agresji i nienawiści. W „Dolinie Bogów” Lech Majewski połączył archaiczną kulturę Indian Navaho ze współczesnymi mitami na temat bogactwa i władzy.

Dramat seriali

— Na razie nie wyobrażam sobie, jak filmy będą funkcjonować, gdy kina się otworzą — mówi Jan Kwieciński, producent „W lesie dziś nie zaśnie nikt” — Kiedy i jak trafią na ekran? Będzie wtedy długa kolejka tytułów czekających na premierę. Wszyscy poniesiemy straty.

Stanęły też wszystkie produkcje filmowe. Tu nie ma „pracy zdalnej”. Na planie nie ma możliwości zachowania półtorametrowej odległości w liczących kilkadziesiąt osób ekipach.

Włodzimierz Niderhaus z rządowej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych musiał przerwać zdjęcia do „Pileckiego” Leszka Wosiewicza. Dariusz Jabłoński (Apple Film Production) wstrzymał prace nad dwoma projektami - „Stałą niestałą” Olgi Chajdas i „Lękiem” Sławomira Fabickiego. 18 marca miał paść pierwszy klaps na planie filmu Jana Matuszyńskiego „Żeby nie było śladów”, opowiadających historię zamordowania Grzegorza Przemyka. Producent Leszek Bodzak tydzień wcześniej wstrzymał produkcję. Stanęły zdjęcia do „Innych ludzi” Aleksandry Terpińskiej na podstawie najnowszej książki Doroty Masłowskiej. Ekipa zdążyła nakręcić połowę materiału. Za 6 tygodni miały zacząć się zdjęcia do „Cichych sióstr”, nowego filmu Agnieszki Smoczyńskiej, autorki “Córek dancingu” i “Fugi”. Sytuacja jest tym trudniejsza, że film powstaje we współpracy polsko-brytyjsko-amerykańskiej. Posypały się projekty Klaudii Śmiei, m. in, producentki “Obywatela Jonesa”. Polsko-islandzkie „Jagnię” jest już po zdjęciach, w Polsce miała odbyć się postprodukcja.

— To wszystko generuje ogromne straty. Ich wysokość zależy od tego, jak długo zawieszenie potrwa. A przecież polisy ubezpieczeniowe nie obejmują skutków pandemi — mówi Śmieja.

Telewizje zawiesiły produkcję seriali. TVP wstrzymała realizację telenowel „Klan”, „Leśniczówka”, „Komisarz Alex”, „Korona Królów”. Najpopularniejsze serie „M jak miłość” czy „Barwy szczęścia” miały ostatnio planowe przestoje. W TVN-ie przerwano zdjęcia do „Na Wspólnej” i „19+”, w Polsacie m.in. do „Pierwszej miłości i „Sprawiedliwych – Wydziału Kryminalnego”. HBO zawiesiło prace nad kryminalnym serialem „Odwilż”, który w Szczecinie realizował Xawery Żuławski, Canal+ Polska nad thrillerem „Klangor” Łukasza Kośmickiego.

Solidarność streamimgu

Polskie kino przeżywa okres intensywnego rozwoju, trudno więc wyliczyć przerwane i zawieszone projekty. Ale to katastrofa dla firm i w nich zatrudnionych, którzy w 98 procentach pracują na umowach o dzieło i zleceniach. Nie mając żądnego zabezpieczenia.

— Wszyscy zostali bez pracy z dnia na dzień – mówi Dariusz Jabłoński, wiceprezes Europejskiego Klubu Producentów Filmowych — Branża chwieje się. Jej zapaść może potrwać nie miesiąc, lecz dwa-trzy lata. Przewidujemy bankructwa. Filmy są dzisiaj robione przez sieć małych firm. Bez pomocy mogą nie powstać.

Jabłoński wylicza: — Potrzebne są nam rekompensaty za odwołane seanse. Fundusze ratunkowe i pożyczki, żeby można było zapłacić ludziom. Zawieszenie spłaty podatków i rat kredytów. Ważne są ubezpieczenia dla produkcji gwarantowane przez państwo. Trzeba myśleć o tym, jak wrócić z produkcjami. Bez gwarancji państwowej i ubezpieczenia nikt się dziś na to odważy.

Dodaje też, że trzeba przygotowywać nowe produkcje, Ważną rolę mogą odegrać, jego zdaniem, platformy streamingowe, których usługi gwałtownie się dziś zwiększają.

— Musimy negocjować, by te firmy na specjalnych zasadach kupiły tytuły, jakie miały iść w kinach i wyświetlały je, płacąc twórcom i producentom. Ale też trzeba je przekonać, podobnie jak nadawców, żeby zainwestowali w twórców, aby ludzie zamknięci w domach mogli pracować i mieli z czym wrócić. Żeby ci, którzy mogą to zrobić, podali rękę branży, bo za chwilę nie będą mieli czego pokazywać.

Rozumie tę potrzebę dyrektor Polskiego Instytutu Filmowego Radosław Śmigulski, który zapowiedział relokację środków z produkcji do rozwoju projektu i ogłosił dodatkowy nabór wniosków w tym programie operacyjnym. W liście do filmowców napisał: „Nie martwcie się o terminy, promesy, kolejne raty dotacji” dodając, że PISF, nawet jeśli zostanie czasowo zamknięty, będzie pracował zdalnie. „Czeka nas bardzo trudny okres, bo nasza branża ucierpiała jako jedna z pierwszych, ale ten czas musimy poświęcić temu, aby podniosła się również jako pierwsza” — stwierdził. Powołał też w PISF-ie Radę ds. kryzysu w branży kinematograficznej.

A Dariusz Jabłoński dodaje, że konieczna jest współpraca z funduszami i organizacjami europejskimi. Europejski Klub Producentów wystosował apel do Komisji Europejskiej. Został on już podjęty przez Netfliksa, Apple, Amazona, HBO Max. W Polsce poparli go m.in. Radosław Śmigulski i szef Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski.

— Branża potrzebuje kroplówki — mówi Dariusz Jabłoński. — Mamy świadomość, że tylko razem możemy to przetrwać. Dzisiejszy kryzys to wielki test solidarności.

Film
„Trefliki ratują Święta”. Polska animacja w kinach
Film
Widzowie szturmują kina. Rekordy wszechczasów w USA
Film
„Beatles '64”. Beatlesi uczyli Amerykanów marzyć. Film nie tylko dla Przemysława Babiarza
Film
ArteKino Festival 2024. Europa w oczach młodych filmowców
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Film
Rekomendacje filmowe: Kiedy życie boli
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska