Europejskim liderom nie udało się doprowadzić do ustabilizowania sytuacji przed sierpniowym okresem urlopowym. Efekt? Hiszpański premier Jose Luis Zapatero zmuszony był do zrezygnowania ze swoich planów i powrotu do Madrytu. Podobny problem ma także włoski premier Silvio Berlusconi. Obaj borykają się z tym samym problemem jakim jest coraz wyższa rentowność wystawianych przez ich rządy obligacji. Pomiędzy nimi rysują się jednak wyraźne różnice.
- Realistycznie patrząc Włochy są o krok od ogłoszenia niewypłacalności. Hiszpanie są w lepszej sytuacji i jest spora szansa, że uda im się jej uniknąć – twierdzą w swoim raporcie analitycy z CEBR.
Rzym bankrutem
Czarny scenariusz dla Rzymu jest wynikiem nikłych efektów w walce z własnym zadłużeniem. Wprawdzie Włochom udało się przyjąć restrykcyjny budżet na ten rok oraz wdrożyć plan cięć i oszczędności, który ma do 2014 r. zredukować deficyt do bezpiecznego poziomu, to zdaniem analityków CEBR reformy te są stanowczo niewystarczające. Według ich wyliczeń obecny dług publiczny, który osiągnął poziom 128 proc. PKB, do 2017 wzrośnie do poziomu 150 proc. Tak wielkiego zadłużenia Włosi nie będą w stanie utrzymać, jeśli rentowność emitowanych obligacji będzie nadal utrzymywać się w okolicach 6 proc. Sprawę dodatkowo komplikuje stagnacja. W pierwszym kwartale 2011 r. gospodarka półwyspu apenińskiego urosła zaledwie o 0,1 proc.
Analitycy CEBR ze sceptycyzmem podchodzą także do sytuacji, gdyby Włochom udało się odzyskać zaufanie rynków w efekcie czego spadła, by rentowność ich obligacji. – Nawet, jeśli rentowność spadnie do 4 proc., to bez ożywienia gospodarczego wielkość długu publicznego w zestawieniu do PKB zmniejszy się do 123 proc. w 2018 r. – podano w raporcie.
Silvio Berlusconi zna te liczby i wie, że gospodarka jego kraju znalazła się na zakręcie. Podczas wczorajszego wystąpienia w parlamencie zapewniał jednak , że sytuacja jest stabilna i w pełni pod kontrolą.