Ujarzmiona Jangcy

Ponad 100 metrów pod nami stał kiedyś mój dom – z zadumą mówi poznany na statku Chińczyk. Statek z turystami pruje mętne wody Jangcy. Kilka lat temu rzekę spiętrzono, zalewając tereny, na których mieszkało 1,3 miliona ludzi.

Publikacja: 03.07.2009 02:07

Jangcy

Jangcy

Foto: Rzeczpospolita, Monika Witkowska Monika Witkowska

Jangcy? Przeciętny Chińczyk wcale nie kojarzy tej nazwy. Dla niego jest to po prostu Chang Jiang, czyli Długa Rzeka. Nazwa jest jak najbardziej adekwatna – od źródeł na tybetańskim płaskowyżu do Morza Wschodniochińskiego rzeka pokonuje 6380 km co, pod względem długości plasuje ją na trzecim miejscu na świecie po Amazonce i Nilu. Na różnych odcinkach przybiera ona różne nazwy, przy czym Jangcy to dla Chińczyków jedynie ostatnie 300 km do ujścia w okolicach Szanghaju. A wszystko przez jednego z chińskich cesarzy, który przybył do Szanghaju, jak wieść niesie, w poszukiwaniu pięknych dziewcząt, kandydatek na konkubiny. Widząc wielką rzekę, zapytał o jej nazwę. Miejscowi chcieli być mili. „Jangcy, Twoja rzeka, cesarzu” – odpowiedzieli pokornie. Przyjęło się, i o cesarskiej rzece mówiono przez kolejne pokolenia. Kiedy na początku XX wieku wpłynął w nią z morza brytyjski kapitan, na pytanie skierowane do chińskiego pilota co to za rzeka, również usłyszał: Jangcy. W miarę łatwa do zapamiętania nazwa szybko rozpowszechniła się wśród europejskich przybyszów w odniesieniu do całej rzeki.

[srodtytul]Wielka przeprowadzka [/srodtytul]

Najbardziej malowniczy odcinek Jangcy to tzw. Trzy Przełomy. Już przed wiekami zachwycali się nim poeci, a rejs statkiem w otoczeniu majestatycznych gór to jedna z największych atrakcji Państwa Środka. Niestety, Trzy Przełomy po wybudowaniu potężnej tamy przegradzającej rzekę i zalaniu ogromnych terenów, nie robią aż takiego wrażenia jak dawniej, chociaż niewątpliwie nawet teraz zobaczyć je warto.

Standardowe rejsy to podróż na dystansie 660 km, między miastami Chongqing i Yichang (przy samej tamie) – w jedną lub drugą stronę. My płyniemy w dół, czyli zaczynany od Chongqing, miasta o którym Chińczycy mówią, że jest największą metropolią nie tylko w Chinach, ale w ogóle na ziemi. Liczba mieszkańców – 33 mln (!) rzeczywiście brzmi imponująco, ale trzeba brać pod uwagę, że to rozległy teren, bardziej kojarzący się z województwem niż z typowym miastem. Główny trzon miejski zamieszkuje 14 mln ludzi, reszta to dalekie przedmieścia.

Samo Chongqing nie jest specjalnie atrakcyjne – wolny czas można wypełnić sobie na starym mieście, czyli tętniącym życiem deptaku otoczonym zabytkowymi domami zamienionymi na sklepy i knajpki. Wieczorem kwaterujemy się na statku. To całkiem wygodny pływający hotel – może pomieścić 180 pasażerów.

Wypływamy dopiero następnego poranka. Opuszczając Chongqing, przepływamy pod ogromnym mostem i komentujemy nowoczesne budownictwo, w tym budynek przypominający osiadły na lądzie statek. Potem miasto znika, a widok robi się dość monotonny – brzeg tworzą tu mało ciekawe, w wielu miejscach rozkopane wzgórza. Za to na wodzie ciągle coś się dzieje, bo po wybudowaniu tamy i spiętrzeniu rzeki tutejszy odcinek Jangcy to swoista autostrada pozwalająca dopłynąć do położonego 2400 km od morza Chongqing dziesięciotonowym jednostkom. Dawniej rzeka stanowiła jedyny szlak. Teraz drogi lądowe wprawdzie są, ale wciąż transport wodny jest szybszy i tańszy, jeśli chodzi o dotarcie do miejsc położonych nad brzegiem. Korzystają też z niego kierowcy wielkich ciężarówek. Zamiast prowadzić samochody po krętych, górskich drogach, wjeżdżają na długodystansowe promy. Co i rusz wyprzedzają nas wodoloty pełniące funkcje wodnych autobusów, mijamy też statki załadowane kontenerami i nieprzejmujące się pływającymi kolosami malutkie łodzie rybackie.

Na brzegu pokazują się tablice z wymalowaną cyfrą „175”. To wysokość nad poziomem morza, a zarazem granica zalania terenu spiętrzoną wodą. Podnoszenie poziomu wód rozpoczęto w 2003 roku, brakuje już tylko 15 metrów.

Mętne, brunatne wody na zawsze skryły wioski i miasta. W sumie przesiedlono 1,3 mln ludzi. Na zboczach gór otaczających rzekę powstały dla nich nowe miasta, mosty, drogi. Chińscy przewodnicy podkreślają, że ludziom tym dano większe i nowocześniejsze mieszkania, zadbano też o szkoły i szpitale. Jeden z moich rozmówców mówi jednak: – Młodzi na tym skorzystali, ale starsi musieli zostawić rodzinną ziemię, a woda pochłonęła groby ich bliskich.

Na zdjęciach tych terenów sprzed zalania widać wioski z wąskimi, brukowanymi ulicami, ludzi mielących w żarnach kukurydzę. Teraz mają betonowe blokowiska. Pytam przewodnika o głosy sprzeciwu. – Na przykład demonstracje, ekologów choćby. Albo odmowy wyprowadzenia się. Przewodnik patrzy na mnie, jakby zobaczył kosmitę. – Nie, żadnych sprzeciwów nie było – wyjaśnia. Potem znowu opowiada, że państwo dało ludziom do wyboru albo przenieść się trochę wyżej, do nowych osiedli, albo w ogóle w inne strony, np. na północ kraju. Rolników, którzy nie mogli zajmować się tym co wcześniej, uczono nowych upraw, np. bawełny, a tych którzy postanowili założyć własne biznesy, zwolniono z podatków. Koszty przesiedleń stanowiły aż 45 proc. kosztu tamy Trzech Przełomów.

Później, na specjalnym wykładzie przewodnik tłumaczy nam jeszcze potrzebę zbudowania tamy i tym samym zrealizowania największego na świecie projektu hydrograficznego. Liczące 1,8 mln km kw. dorzecze Jangcy (jedna piąta Chin) z punktu widzenia gospodarki jest wprost bezcenne. – Stąd pochodzi 40 proc. słodkiej wody wykorzystywanej w naszym kraju, 60 proc. chińskich ryb słodkowodnych, w tym też rejonie mamy 50 proc. krajowych upraw ryżu. Koszty budowy zapory były ogromne (źródła zachodnie podają 25 mld dol.), ale ważne są zyski – tłumaczy. Wcześniej mieliśmy ciągle powodzie – tylko w 1998 roku zginęły cztery tysiące osób! Teraz rzeka jest uregulowana, wzrosło jej znaczenie w nawadnianiu, transporcie i jako źródła energii.

[srodtytul]Pod opieką skalnej bogini[/srodtytul]

W pierwszym dniu rejsu główną atrakcją jest przystanek w Mieście Duchów. Fengdu, prawdziwe miasto, jest po drugiej stronie rzeki, ale nas interesuje Piekielne Wzgórze, na które można wjechać wyciągiem krzesełkowym. Wśród bujnej zieleni z dużą ilością bambusów wznoszą się świątynie, w których stapia się buddyzm, taoizm i konfucjanizm. Zatrzymujemy się przy trzech mostkach – jeśli chcemy zapewnić sobie szczęśliwe życie, idąc do świątyni, musimy przejść środkowym, tak mierząc kroki, by wyszło ich pięć albo siedem. Wychodząc po modlitwach, musimy wybrać Złoty Mostek, ponoć zapewniający pieniądze i bogactwo, albo z drugiej strony Srebrny, na długie i zdrowe życie. Chińczycy uwielbiają przesądy i wróżby. W samej świątyni za drobną opłatą możemy wylosować kamienie, na których opisane jest nasze życie w następnym wcieleniu (buddyści wierzą w reinkarnację). W ten sposób mój nad wyraz spokojny kolega dowiaduje się, że zostanie żołnierzem. Jednak najważniejsza jest znajdująca się na samym szczycie Świątynia Króla Świata Podziemnego. Groźnie wyglądające, rzeźbione postacie pokazują, jakie tortury nas czekają, jeśli trafimy do piekła, które w tradycji chińskiej ma 18 poziomów.

Drugi dzień jest najważniejszy – na odcinku 192 kilometrów czekają nas osławione Trzy Przełomy. Nikt nie narzeka na wczesną pobudkę, bo już przed śniadaniem wpływamy w Qutang – pierwszy z przełomów, pokazywany na chińskim banknocie dziesięciu juanów. Najkrótszy (zaledwie 8 km długości), ale też najwęższy, przez co najbardziej spektakularny. W niektórych miejscach zalesione, spowite poranną mgłą wzgórza tworzą tak wąski korytarz, że wydają się na wyciągnięcie rąk. W drugim, liczącym 76 km wąwozie Xiling gęsto wyrastają z wody skały, którym bujna chińska wyobraźnia nadała poetyckie nazwy, jak Końskie Płuca, Wątroba Byka czy Gra Cienia. W trzecim, 45-kilometrowym wąwozie Wu wznosi się z kolei Latający Feniks, Zielony Ekran i Śpiąca Lady (zdaniem niektórych ciężarna), no i najważniejsza, sięgająca 998 m n.p.m. skała nazwana Boginią. Według legendy była to córka Króla Niebios, która zainteresowana życiem na ziemi, uciekała z niebiańskiego pałacu. Pewnego dnia, przelatując ponad przełomami, usłyszała lamentujących ludzi. Skarżyli się na powódź wywołaną przez 12 smoków. Bogini rozprawiła się ze smokami i powódź minęła, ale smoki z zemsty zostawiły pod wodą głazy, rozcinające statki. Bogini postanowiła nie wracać do nieba – stoi teraz na skale, pokazując kapitanom bezpieczną drogę, a wdzięczni ludzie każdego roku urządzają święto, by podziękować jej za opiekę.

[srodtytul]Golasy i wiszące trumny [/srodtytul]

Odkąd po wybudowaniu zapory Trzy Przełomy straciły na uroku, turyści chętniej wpływają w konkurencyjne Trzy Małe Wąwozy w dopływie Jangcy, gdzie poziom wody również się podniósł, ale nie zmieniło to zbytnio otoczenia. Również i my korzystamy z okazji i po zacumowaniu naszego wielkiego statku na obrzeżach miasta Wusang, przy szerokiej na jakieś dwa kilometry Jangcy, przesiadamy się do płaskodennego tramwaju wodnego. W tym rejonie jest bardziej dziko. Tylko gdzieniegdzie widać tarasy z poletkami ryżu, na ogół góry porasta bujna zieleń. Nad brzegiem rzeki siedzą ludzie czekający na łódkę, która zabierze ich do miasta na targ. Dróg nie ma, ale zasięg w komórkach jest!

Przewodnik pokazuje zdjęcie nagich mężczyzn przepychających łódź. Jeszcze kilka lat temu zawód tzw. przepychaczy był tu dość popularny – na licznych płyciznach byli wręcz nieodzowni. Pracowali zupełnie nago, żeby nie moczyć ubrań, które zwłaszcza chłodną zimą nasiąknięte wodą nie były przydatne. Teraz, po zbudowaniu tamy, płycizn już nie ma. Przy okazji rzeczka się też zarybiła. Kiedy głębokość wody wynosiła jeden, dwa metry, ryb było mało, teraz, przy głębokości ponad 100 metrów, doliczono się 130 gatunków.

Poza malowniczymi górami w tzw. Wąwozie Szmaragdowym z zieloną wręcz wodą duże poruszenie wzbudzają wiszące trumny. Trudno je dojrzeć, bo zawieszone są kilkadziesiąt metrów nad wodą na pionowym klifie. Zachowało się ich niewiele, bo większość zniszczono podczas rewolucji kulturalnej, a stanowią ciekawy relikt zwyczajów grzebalnych stosowanych już 2 tysiące lat temu. Uważano, że im bliżej niebios, tym lepiej dla zmarłego, chociaż na rzeczywiście wysoki pochówek mogli liczyć tylko najbogatsi i najważniejsi w społecznej hierarchii.

[srodtytul]Biały prąd [/srodtytul]

Trzeciego dnia opuszczamy statek. Autokarem jedziemy jeszcze zobaczyć słynną zaporę i powstałą przy niej największą elektrownię świata. O planach jej budowy mówiono już 70 lat temu, pierwsze projekty powstały pół wieku temu, do budowy przystąpiono w 1993 roku, a oddano do użytku w 2006 roku. Nie oznacza to jednak końca prac – zakończenie projektu planowane jest dopiero na rok 2015. Do zbudowania została m.in. winda dla statków. Tych mniejszych, do 3 tys. ton, bo wielkie jednostki korzystają z systemu pięciu dwukierunkowych śluz. Śluzy są ogromne – każda z nich ma 280 m długości i pozwala na pokonanie 22 metrów różnicy poziomów. W sumie w kilka godzin statek przeskakuje o 113 metrów – to połowa Pałacu Kultury!

Niestety, po długiej na 2,3 km tamie nie możemy przejść – wysiąść z autokaru można jedynie w dwóch miejscach, a to i tak po wcześniejszej kontroli i prześwietleniu toreb.

Na ile opłacalna była to inwestycja, pokaże czas. Na razie 26 turbin produkuje prąd o łącznej mocy 18,2 tys. MW, co porównuje się do mocy kilkunastu dużych reaktorów atomowych. Ta ilość pokrywa jedną dziewiątą potrzeb Chin, przy czym jest to czysta energia, wytwarzana bez zanieczyszczeń typowych dla elektrowni opalanych węglem. To niewątpliwy plus, ale tego, co zostało zatopione – skarbów kultury czy siedzib ludzkich – nic już nie wróci. Nie wiadomo też ,czy zaburzenie ekosystemu nie przyczyni się do wymarcia zagrożonych zwierząt występujących w Jangcy – chińskich aligatorów, morświnów czy słodkowodnych delfinów.

[ramka][srodtytul]Informacje praktycznie[/srodtytul]

[b]Organizacja rejsu.[/b] Najwygodniej jest skorzystać z usług któregoś z naszych biur podróży oferujących wycieczki do Chin razem z rejsem po Jangcy. Na przykład w Logos Travel ([link=http://www.wyprawy.pl]www.wyprawy.pl[/link]) tego typu 16-dniowy wyjazd kosztuje 5990 zł i 1750 dol. (w cenie przeloty, także wewnątrz Chin, noclegi, wyżywienie). Można też wykupić rejs bezpośrednio w biurach chińskich, płynąc na trasie Chongqing – Yichang zapłacimy od 380 dol. za osobę.

[b]Program rejsów.[/b] Właściwie u wszystkich przewoźników jest taki sam, czyli obejmuje zwiedzanie tamy, Miasta Duchów i wpłynięcie do Małych Trzech Przełomów. Warunki zakwaterowania są dobre, jedzenie też, poza oglądaniem widoków czas wypełniają pokazy chińskiego rękodzieła, wykłady tematyczne (po angielsku) i inne imprezy organizowane przez załogę. Typowy rejs to trzy noce na statku i dwa pełne dni płynięcia. [b]Wizy.[/b] Wystawia je Ambasada Chińskiej Republiki Ludowej w Warszawie, ul. Bonifraterska 1, tel. 022 831 91 29. Zwykła wiza dla obywateli polskich kosztuje 220 zł.

[b]Przydatne adresy[/b]

[link=http://www.travelchinaguide.com ]www.travelchinaguide.com [/link]

[link=http://www.chinaembassy.org.pl]www.chinaembassy.org.pl[/link] [/ramka]

Jangcy? Przeciętny Chińczyk wcale nie kojarzy tej nazwy. Dla niego jest to po prostu Chang Jiang, czyli Długa Rzeka. Nazwa jest jak najbardziej adekwatna – od źródeł na tybetańskim płaskowyżu do Morza Wschodniochińskiego rzeka pokonuje 6380 km co, pod względem długości plasuje ją na trzecim miejscu na świecie po Amazonce i Nilu. Na różnych odcinkach przybiera ona różne nazwy, przy czym Jangcy to dla Chińczyków jedynie ostatnie 300 km do ujścia w okolicach Szanghaju. A wszystko przez jednego z chińskich cesarzy, który przybył do Szanghaju, jak wieść niesie, w poszukiwaniu pięknych dziewcząt, kandydatek na konkubiny. Widząc wielką rzekę, zapytał o jej nazwę. Miejscowi chcieli być mili. „Jangcy, Twoja rzeka, cesarzu” – odpowiedzieli pokornie. Przyjęło się, i o cesarskiej rzece mówiono przez kolejne pokolenia. Kiedy na początku XX wieku wpłynął w nią z morza brytyjski kapitan, na pytanie skierowane do chińskiego pilota co to za rzeka, również usłyszał: Jangcy. W miarę łatwa do zapamiętania nazwa szybko rozpowszechniła się wśród europejskich przybyszów w odniesieniu do całej rzeki.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Światy nauki i biznesu powinny łączyć siły na rzecz komercjalizacji
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao SA z ofertą EKO kredytu mieszkaniowego