Zabytkowe lampy i żyrandole. Ceny. Porady antykwariusza

Klienci szukać będą bardziej wyrafinowanych wzorów - mówi Jerzy Kuriata, warszawski antykwariusz

Aktualizacja: 08.03.2012 16:18 Publikacja: 08.03.2012 00:12

Zabytkowe lampy i żyrandole. Ceny. Porady antykwariusza

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Rz: Od 2002 roku prowadzi pan na Saskiej Kępie w Warszawie antykwariat z dawnym sprzętem oświetleniowym. Ile dziś kosztowałaby luksusowa lampa art déco, model w przedwojennym katalogu Marciniaka oznaczony numerem 1075?

Jerzy Kuriata:

Dziś realna cena to byłoby 3,5 – 4 tys. zł. W ubiegłym roku Sopocki Dom Aukcyjny w katalogu sprzedażnej wystawy wyrobów art déco oferował tę lampę za 18 tys. zł! Z przerażeniem patrzę na zawyżone ceny, jakie pojawiają się w Internecie i w niektórych antykwariatach przede wszystkim na poszukiwany sprzęt z polskich wytwórni Marciniaka i braci Borkowskich. Nieuzasadnione wysokie ceny mogą wprowadzać w błąd klientów.

Produkcja przedwojennych polskich wytwórni w kraju wyżej ceniona jest od równorzędnych wyrobów niemieckich lub francuskich. Ceny powolutku rosną. Skokowy wzrost cen nie jest uzasadniony.

Ile dziś powinien kosztować seryjny oryginalny czterolampowy żyrandol z wytwórni Marciniaka?

Około 4 tys. zł. Warto uważać, bo w Internecie oferowanych jest mnóstwo składaków, żyrandoli złożonych nierzadko z przypadkowych elementów.

Załóżmy, że ktoś ma przedwojenny polski żyrandol z wytwórni Marciniaka. Niestety, do kompletu brakuje klosza.

Można coś zaradzić! Dziś w Czechach lub w Portugalii oficjalnie wytwarzane są kopie dawnych szkieł według przedwojennych wzorów, gatunkowo są bardzo dobre. Mam pojedyncze przedwojenne klosze, ewentualnie można coś dobrać.

Laik nie odróżni współczesnej kopii od oryginału. Przedwojenny klosz jest droższy od dzisiejszej imitacji, opłaca się znać różnice. Pokazuję je klientom. Dzisiejsze portugalskie imitacje mają krawędzie szkła piaskowane przez automat w seryjnej produkcji. Przez to są szorstkie w dotyku. Proszę dotknąć, taki sam przedwojenny klosz. Tu krawędzie są gładkie jak jedwab. Oznacza to, że wyrób był trawiony. Pracownik zanurzał go w roztworze. Poza tym przedwojenny klosz jest lżejszy. Pod względem technologicznym to jest mistrzostwo świata! Ale jak nie mamy kompletu przedwojennych kloszy, to lepiej zastosować dzisiejszą kopię. Tak samo wygląda, tak samo rozprasza światło.

Dla kolekcjonera przedwojenny oryginał ma inną wartość.

Zaraz po drugiej wojnie polskie huty powielały przedwojenne wzory, zachowano technologię szkła tzw. warstwowego. Przedwojenne klosze używane w wyrobach braci Borkowskich czy Marciniaka były sygnowane. Mają małe znaki towarowe legendarnych hut szkła w Zawierciu lub Hortensja.

Co z tego, że mam oryginalny przedwojenny żyrandol, skoro unijne przepisy sprawiły, że dziś produkowane żarówki emitują inne światło niż przedwojenne...

Faktycznie te nowe żarówki dają inny efekt świetlny.

Kupiłem dużą skrzynkę przedwojennych nieużywanych żarówek. Niestety, ten skarb się wyczerpał. Na szczęście stały klient znalazł w Kopenhadze producenta, który produkuje żarówki o ciepłej barwie według starej technologii, specjalnie do starych żyrandoli.

Co jest najmodniejsze?

Trendy kreują czasopisma wnętrzarskie, które narzucają wizję urządzania mieszkań. Bardzo lansowany jest styl lat 60., 70. i 80. Są klienci, którzy odróżniają projekty z tych okresów.

Lata 60., umownie mówiąc okres pop-artu, w polskim wydaniu był dość siermiężny, używano prostych, tanich materiałów. Projekty są dobre, ale stal była kiepsko niklowana i szkła dość często są produkcji rzemieślniczej. Otwory zostały wycięte, z braku koronek diamentowych, chałupniczą metodą, o czym świadczy obróbka krawędzi. Mam wiele projektów z lat 60., które wykonano we Włoszech, tam materiały i obróbka są zupełnie inne. To są wyjątkowo trwałe przedmioty. Po nich nie widać, że mają pół wieku.

Proszę spojrzeć, to przykład żyrandola z lat 60., który pochodzi z Łodzi. Żyrandole z Łodzi zawsze są dłuższe, ponieważ tam dominuje stara zabudowa, gdzie mieszkania mają ok. 3,5 – 4 m wysokości.

Dlatego kiedy przychodzi klient, pytam go przede wszystkim o wysokość jego mieszkania. Dzisiejsze tzw. apartamentowce trudno oświetlić, ponieważ wnętrza są zbyt niskie. Odradzam skracanie, bo to zwykle psuje wyważone proporcje.

Ile ma pan w ofercie dawnych lamp lub żyrandoli?

Około 250 sztuk, od XIX-wiecznych adaptowanych z lamp gazowych po przedmioty z lat 80. XX w., gdzie w projektach używano zwykle wiele elementów z tworzyw sztucznych.

Najtańszy żyrandol to tamten, dwulampowy z lat 60., chromowany, z bardzo dobrymi szkłami. Formy były wysokiej jakości, bo na szkle nie ma śladu po formie, z której to odlano. Ten malowany wzór został wygrzany piecowo, dzięki czemu wzór nie ulegnie zmyciu czy zarysowaniu podczas czyszczenia. Z kolei paseczki na namalowanym wzorze wycięto, co wymaga skomplikowanej technologii i precyzji. To jest wyrób niemiecki.

Najdroższy w tej chwili jest niemiecki żyrandol z lat 40., sygnowany, kosztuje 5,5 tys. zł. Drogi jest dlatego, że na okręgu o średnicy 80 cm ma 13 punktów świetlnych i jeszcze szkło od dołu. Pochodzi z lat 40., szkła są oryginalne, warstwowe. Pomieszczenie do niego powinno mieć co najmniej 40 m powierzchni.

Porównywalny żyrandol z wytwórni Marciniaka lub braci Borkowskich ile by kosztował?

Myślę, że ok. 12 – 14 tys. zł.

Jaki najlepszy przedmiot przeszedł przez pana ręce?

Przedmiot jak z bajki! Parę lat temu likwidowano mieszkanie przy ul. Noakowskiego, które przed wojną należało do rodziny Haberbuszów, przedwojennych właścicieli słynnego browaru. Żyrandol miał ok. 2 m długości, było to połączenie brązu złoconego ze szkłem z wytwórni Murano, dziesiątki kwiatów, liści. Rozbierałem go całe dwa dni! Ważył ze 100 kilogramów. Nie znalazłem sygnatury, ale mam prawo sądzić, że brązy wykonała wytwórnia braci Łopieńskich.

Dla bezpieczeństwa należy wymienić starą instalację.

Zawsze! Zwłaszcza gdy przedmiot kupimy na bazarze. Niektórzy nie biorą bezpieczeństwa pod uwagę. Proszę zobaczyć lampę, która stoi tam na podłodze. Przewód w kilku miejscach ma przypadkowe połączenia, prymitywnie owinięte izolacją. Ta lampa była eksploatowana w domu, gdzie są małe dzieci. Na szczęście zaczęły psuć się bezpieczniki w mieszkaniu i na klatce schodowej.

Ukończył pan dwa wydziały na Politechnice Warszawskiej. Zdobyta wiedza przydaje się w pracy?

Ludzie podróżują po świecie, okazyjnie kupują efektowne żyrandole. Zwykle nie zdają sobie sprawy, że czegoś brakuje, że jakiś element trzeba będzie dorobić. Nie kalkulują kosztów naprawy. Na przykład często dostaję do przeróbki dawne oświetlenie gazowe. Gaz płynął ramionami z rurek, które mają małe przekroje. Już sto lat temu przez rurki puszczono przewody, niestety, uległy one zniszczeniu, należy je wymienić. To wymaga sposobów. Na pewno w pracy, w dorabianiu części pomaga mi znajomość technologii wyniesiona z politechniki.

Czego kolekcjonerzy szukają w pana specjalności?

Niedawno kolekcjoner szukał gniazda natynkowego wykonanego przed wojną z porcelany przez słynną wytwórnię w Ćmielowie. Takie cacko u mnie kosztuje 40 zł. Przy okazji wyszperałem przedwojenną porcelanową wtyczkę do kontaktu ze śnieżnobiałej porcelany.

Na co przyjdzie moda?

Sądzę, że długo panować będzie moda na lata 60., bo tego towaru jest dużo, jest czym handlować. Klienci szukać będą bardziej wyrafinowanych wzorów.

Rz: Od 2002 roku prowadzi pan na Saskiej Kępie w Warszawie antykwariat z dawnym sprzętem oświetleniowym. Ile dziś kosztowałaby luksusowa lampa art déco, model w przedwojennym katalogu Marciniaka oznaczony numerem 1075?

Jerzy Kuriata:

Pozostało 97% artykułu
Hybrydy
Skoda Kodiaq. Co musisz wiedzieć o technologii PHEV?
Czym jeździć
Skoda Kodiaq. Mikropodróże w maxisamochodzie
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności
Ekonomia
Polska prezydencja to szansa, by zostać usłyszanym
Ekonomia
Grupa Econ i EkoParter Recykling - niekwestionowani liderzy branży zrównoważonego zarządzania odpadami w Lubinie