Jeszcze kilka lat temu podział kart płatniczych na otwarte i zamknięte na transakcje internetowe był stosunkowo prosty. Kartami wypukłymi (z wytłoczonymi, łatwo wyczuwalnymi palcem numerami) dało się płacić w Internecie, zaś kartami płaskimi, na których numer jest tylko wydrukowany, w zdecydowanej większości przypadków już nie. Karty debetowe, wydawane do kont osobistych, niemal bez wyjątku należały do tej drugiej kategorii.
Obecnie polityka banków jest bardzo zróżnicowana (patrz ramka).
Plastikowy pieniądz ze znakiem Visa czy MasterCard jest akceptowany przez zdecydowaną większość hoteli czy wypożyczalni samochodów na całym świecie. Za zakupy za granicą nie da się jedynie zapłacić kartą o zasięgu krajowym jednak takich produktów jest na rynku niewiele.
Przy płaceniu kartą w Internecie klient musi podać jej numer, a także swoje dane osobowe. Polskie e-sklepy działają w bezpiecznym modelu. Wrażliwe dane, takie jak numer karty, są przetwarzane tylko przez bank i centrum rozliczeniowe, zaś do sprzedawcy trafia jedynie informacja o tym, czy płatność przebiegła prawidłowo i czy karta kupującego została obciążona wskazaną kwotą. Jednak w innych krajach poufne dane mogą trafiać do podmiotu przyjmującego płatność (np. do sklepu, hotelu czy biura podróży). Teoretycznie takie dane mogą być potem wykorzystane w nieuczciwy sposób.
Ale łatwo znaleźć też argumenty, że użycie karty do e-zakupów zwiększa bezpieczeństwo, i to obu stron transakcji. Hotel czy wypożyczalnia samochodów, dysponując danymi karty klienta i zgodą na jej obciążanie, może pokryć z niej dodatkowe koszty, jakie pojawią się podczas korzystania z usługi (np. szkody wyrządzone w hotelowym pokoju czy mandaty). Jednocześnie nabywca towaru lub usługi może dochodzić swoich praw, korzystając z dobrodziejstw procedury chargeback (obciążenia zwrotnego).