Wysoka inflacja w błyskawicznym tempie obniża realną wartość świadczeń z Programu 500+. Jak wylicza Adam Antoniak, ekonomista ING Banku Śląskiego, obecnie wynosi ona już tylko 380 zł. Oznacza to, że za to świadczenie można kupić znacznie mniej. W lipcu 2016 r. 500 zł starczyło na 227 bochenków chleba czy 112 l benzyny. Teraz to tylko 123 bochenki lub 77 l paliwa.
Nic dziwnego, że nasila się dyskusja o waloryzacji tego świadczenia. W przestrzeni publicznej pojawiała się propozycja skokowej podwyżki do 700 zł (czyli aż o 40 proc.), co jest w przybliżeniu zbliżone do podwyżki, która wynikałaby wprost z inflacji.
– Zachowanie realnej siły nabywczej 500+, biorąc pod uwagę wskaźniki wzrostu cen do maja tego roku, wymagałoby jego podniesienia do ok. 650 zł – wyjaśnia Adam Antoniak.
Pytanie, czy należałby więc waloryzować dodatki na dzieci? – Według mnie, w normalnych warunkach oczywiście tak, skoro rząd już wprowadził takie świadczenie i poprawia ono różne aspekty funkcjonowania rodzin z dziećmi, jak np. zadowolenie z życie, samoocenę zdrowia czy warunki mieszkaniowe – mówi nam Michał Brzeziński z Uniwersytetu Warszawskiego. – Ale mamy obecnie warunki nienormalne – zastrzega.
Chodzi o wysoką inflację, która najbardziej uderza w rodziny najuboższe. – Należałoby więc raczej zadbać o lepszą waloryzację innych świadczeń i zasiłków trafiających do tych gospodarstw. Podwyżka 500+ dla wszystkich z punktu widzenia racjonalności wydatków budżetowych byłaby marnowaniem tych środków – zaznacza Brzeziński.