Powietrzne taksówki coraz popularniejsze

Na zwykłą taksówkę czeka się 15 minut. Na lotniczą do dwóch godzin. Może ona jednak zabrać klienta w dowolne miejsce świata, po drodze oferując kawior i szampana. Oczywiście za odpowiednią cenę

Publikacja: 26.11.2010 01:19

Powietrzne taksówki coraz popularniejsze

Foto: cessna blue jet

Taksówki powietrzne, inaczej zwane samolotami dyspozycyjnymi, zaczęły pojawiać się na polskim niebie w 2004 r.

– Od 2005 roku rynek dynamicznie się rozwijał. Z roku na rok z naszych usług korzystało coraz więcej osób, aż do kryzysu w 2008 roku – mówi Krzysztof Maruszewski, właściciel dwóch firm świadczących tego typu usługi, GoldJet i Air Taxi. –Teraz rynek zaczyna wracać do czasów przed kryzysowych – dodaje.

Najczęściej klienci planują podróż z pięcio-, siedmiodniowym wyprzedzeniem. Niektórzy rezerwują lot miesiąc wcześniej, co daje niższą cenę. – Trudno znaleźć samolot w wakacje i święta. Już teraz mamy zapytania o Boże Narodzenie – mówi Marcin Odziaba z Blu Jet.

W razie pilnej potrzeby, kiedy wcześniejsza rezerwacja nie wchodziła w grę, na lot trzeba poczekać do dwóch godzin. Maksymalnie tyle może potrwać sprowadzenie samolotu i załogi na lotnisko położone najbliżej zamawiającego.

Przy tego typu szybkich decyzjach klient musi podać numer karty kredytowej, na której zostają zablokowane pieniądze potrzebne do opłacenia podróży. Standardowym sposobem zapłaty jest przelew przed rejsem. Stali klienci korzystają natomiast z przedpłat. – Przelewają określoną kwotę, która jest rozliczana po każdym rejsie – mówi Marcin Odziaba.

Godzina lotu kosztuje od 550 euro samolotem trzyosobowym do 2,5 tys. euro odrzutowcem, który może wziąć na pokład 14 osób. Ostateczna cena zależy od długości lotu. Opłaty lotniskowe zaś – od kraju przeznaczenia. Najdrożej jest w Rosji, najtaniej na lotniskach Europy Zachodniej. Warszawa należy do droższych portów, zgodnie twierdzą przedstawiciele branży.

Ilu podróżnych jest najczęściej? – Na trasach europejskich z reguły lecą po trzy osoby. Na dalsze trasy, np. na wakacje, lecą pełne maszyny, całe rodziny z dziećmi, nianią czy znajomymi – mówi Odziaba.

[srodtytul]Gdzie diabeł nie może[/srodtytul]

Mniejsze samoloty, które zabierają na pokład od trzech do ośmiu osób, równie często kursują na trasach krajowych jak i międzynarodowych. Te większe – odrzutowce z 14 miejscami – latają głównie za granicę: do Rosji, Europy Zachodniej, ale zdarzają się kursy nawet do Australii.

– Po kwietniowym wybuchu wulkanu na Islandii, który sparaliżował europejski ruch lotniczy mieliśmy zlecenia na rejsy m.in. do Szarm el Szejk w Egipcie – mówi Maciej Kowalczyk, dyrektor do spraw operacji lotniczych w Call & Fly. Małe samoloty poruszały się poniżej chmury pyłu wulkanicznego, gdzie warunki pozwalały na loty. – Taki rejs ośmioosobowym samolotem kosztował 20 tys. euro.

– Latamy tam, gdzie nie można się dostać tradycyjnymi liniami lotniczymi, a podróż samochodem lub pociągiem trwa za długo. Taką trasą w kraju jest m.in. ta z Warszawy do Słupska. Podróż samochodem będzie trwać ok. osiem godzin, a samolotem półtorej godziny – mówi Kowalczyk.

Ta sama zasada sprawdza się przy rejsach zagranicznych. Blu Jet, który dysponuje tylko samolotami odrzutowymi, organizuje głównie rejsy międzynarodowe.

– Maszyny mają większy zasięg niż tradycyjne air taxi – wyjaśnia Marcin Odziaba. – Najczęściej latamy do Europy Zachodniej i Rosji, choć pamiętam rejsy do Australii czy na Galapagos. Zdarzały się loty na wysepki, które trudno było znaleźć na mapie. Generalnie latamy wszędzie tam, gdzie zgodnie z przepisani i warunkami bezpieczeństwa możemy wylądować – podsumowuje.

[srodtytul]Na spotkanie i na kolację[/srodtytul]

Klienci korzystają z taksówek powietrznych głównie do celów biznesowych. Jak zgodnie twierdzą przedstawiciele branży, zaledwie ok. 5 – 10 proc. lotów to podróże prywatne – na wakacje, zakupy lub na wypady weekendowe. – Otrzymujemy też zlecenia na transport poczty czy dokumentów – opowiada Kowalczyk.

Najczęściej taksówki powietrzne zamawiają menedżerowie wysokiego szczebla z firm polskich i zagranicznych. Ale nie są to te największe korporacje – bo te z reguły mają własne maszyny. Latają nimi też biznesmeni, politycy z pierwszych stron gazet czy gwiazdy show-biznesu.

Ludzi działających w tej branży niewiele jest już w stanie zdziwić. Jednak wyciągnięcie od nich anegdotek dotyczących ciekawych lotów czy klientów stanowi wyzwanie. – Dyskrecja jest wpisana w ten biznes – mówią zgodnie.

– Nie pamięta pan niczego ciekawego, żadnego wartego wspomnienia zlecenia? – pytam Marcina Odziabę z Blu Jet. – Wszystkie są standardowe. – Nikt nie poleciał na zakupy do Londynu czy Medionalnu? – To jest standard. Ale jedna pani zamawiała kiedyś drugi samolot, bo wracając z zakupów, do jednego nie mogła się zabrać – usłyszałam.

W nagłych przypadkach, gdy wysłanie kolejnego samolotu nie jest konieczne, przewoźnik podstawia busa, który przewiezie bagaże.

– Wieźliśmy kiedyś Maćka Maleńczuka z zespołem. Zamawiając samolot, nikt jednak nie wspominał o tym, że muzycy zamierzają wziąć ze sobą instrumenty– opowiada Kowalczyk. – A to okazało się problemem, bo część się nie mieściła. Każdy samolot może bowiem wziąć na pokład bagaż tylko o określonej wadze. Część instrumentów musiała więc pojechać busami. Podobny los spotkał bagaże biznesmenów, którzy latali w czwórkę po Polsce, oglądając ziemię pod potencjalne inwestycje – dodaje.

[srodtytul]Klient nasz pan[/srodtytul]

Usługi taksówek powietrznych to nie tylko przewóz z punktu A do B. – Możliwe jest wszystko w granicach prawa i zdrowego rozsądku – mówi Marcin Odziaba z Blu Jet.

Aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom podróżnych sięgających po ten środek lokomocji, firmy przewozowe dbają, by wystój i wyposażenie maszyn były luksusowe. Samoloty to z reguły maszyny z wyższej półki. Dywan na podłodze, wygodne fotele obite skórą czy marmury w łazience to dla klientów samolotów dyspozycyjnych standard. Posiłek zależy od życzeń klienta i jest wliczony w cenę przelotu.

– Serwujemy standardowy catering, kanapki, koreczki. Ale mamy klienta, który jada na pokładzie tylko i wyłącznie sushi i zawsze je dostaje. Kiedyś inny zażyczył sobie konkretny posiłek z konkretnej restauracji w Rzymie. I dostał go – mówi Kowalczyk. – W spełnianiu życzeń klientów nie ogranicza nas nic poza czasem.

Zatem jeśli podróżny zażyczy sobie krewetki, truskawki czy szampana – to jego prośba zostanie spełniona.

– Dodatkowo musiałby zapłacić za naprawdę specjalne kaprysy, jak np. sprowadzenie homara z Karaibów na lot z Warszawy do Genewy – mówi Odziaba.

Krzysztof Maruszewski w ofercie swojej firmy sięgnął po jeszcze jeden atut.

– Organizujemy całe wyjazdy, od odebrania z domu przez rezerwację hotelu, stolika w restauracji, biletów do teatru czy limuzyny w miejscu, do którego leci klient – mówi. Taki weekend kosztuje od 18 do 20 tys. euro. Jak dodaje, zdarza mu się organizować sobotnie kolacje we Francji czy Rzymie.

[srodtytul]Programy lojalnościowe[/srodtytul]

Popularna wyszukiwarka internetowa po wpisaniu hasła „wynajem samolotów” podaje 41 tys. wyników, zapytanie o taksówki powietrzne w Polsce daje 11,1 tys. stron. W kraju działa ok. 100 firm świadczących tego typu usługi.

– Rynek się rozwija. Ludzie na pewnym etapie rozwoju zawodowego dochodzą do wniosku, że cenniejszy od pieniędzy jest czas. Czasem na spotkania sprowadzają kontrahentów – opowiada Kowalczyk.

Stali klienci stanowią 60 – 70 proc. zleceń poszczególnych firm. Mogą oni liczyć na specjalne pakiety promocyjne – np. przedpłacone 20 czy 50 godzin lotu oczywiście za niższą stawkę.

Niektórzy decydują się na zakup części własnego samolotu. Za 300 tys. zł można kupić jedną ósmą samolotu na cztery lata. Po tym czasie udziały są sprzedawane, a osoby, które zdecydowały się wyłożyć pieniądze na tego typu współwłasność odzyskują ok. 75 proc. zainwestowanej kwoty. Każdemu z właścicieli przysługuje 75 godzin lotów rocznie. Utrzymanie maszyny to koszt ok. 3,5 tys. zł miesięcznie.

Taka propozycja kierowana jest do osób, które dużo latają, bo wtedy jest bardziej opłacalna niż wynajem maszyny. Dodatkowo, będąc współwłaścicielem samolotu można go samemu pilotować.

– To niesamowita przyjemność – mówi architekt Stefan Kuryłowicz, który wraz z innymi osobami kupił część samolotu w ramach SkyShare Club. – W górze odrywam się od problemów dnia codziennego, muszę skupić się na tym, co mnie otacza i na kontrolowaniu przyrządów – dodaje.

Kuryłowicz wykorzystuje maszynę głównie do podróży służbowych. – Realizuję projekty w Szczecinie, Gdańsku czy Poznaniu. Nie wyobrażam sobie kursowania między tymi miastami samochodem – podsumowuje.

Taksówki powietrzne, inaczej zwane samolotami dyspozycyjnymi, zaczęły pojawiać się na polskim niebie w 2004 r.

– Od 2005 roku rynek dynamicznie się rozwijał. Z roku na rok z naszych usług korzystało coraz więcej osób, aż do kryzysu w 2008 roku – mówi Krzysztof Maruszewski, właściciel dwóch firm świadczących tego typu usługi, GoldJet i Air Taxi. –Teraz rynek zaczyna wracać do czasów przed kryzysowych – dodaje.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Biznes
Chiny zbliżają się do UE. Rekord na GPW. Ukrainie grozi niewypłacalność
Biznes
Unia Europejska nie wycofuje się z ESG
Biznes
Trwa konkurs dziennikarski „Voice Impact Award”
Biznes
Davos w cieniu skandalu. Założyciel forum oskarżany o nadużycia finansowe i etyczne
Materiał Partnera
Kurierzy z międzynarodowymi walizkami