Dla wielu rezydentów Monako i gości z innych krajów sam wyścig o Grand Prix Formuły 1 nie jest tak naprawdę istotny. Ważne, żeby pokazać się w odpowiednim towarzystwie – wszak na przestrzeni niecałych dwóch kilometrów kwadratowych natężenie gwiazd przeróżnego formatu jest w ten weekend gigantyczne. Z pobliskiego Cannes przybywają goście tamtejszego festiwalu filmowego, a szefowie zespołów i kierowcy zapraszają swoich sławnych znajomych z innych branż, dla których wyprawa na takie tory jak Silverstone czy Spa-Francorchamps jest pomysłem równie absurdalnym jak lot na Marsa. Cóż mieliby robić na odludziu, gdzie jedyną atrakcją jest wyścig Formuły 1?
Dla odmiany w Monako sławy pokroju Johna Travolty, Naomi Campbell, Geri Halliwell czy Eltona Johna czują się jak w domu. Spośród wszystkich bardzo ważnych gości, których uliczna Grand Prix przyciąga niczym magnes, pojęcie o wyścigach mają chyba tylko perkusista Pink Floyd Nick Mason (sam startuje w wyścigach, ma na koncie m.in. pięciokrotny udział w słynnym klasyku 24h Le Mans) i wokalista Jamiroquai Jay Kay, właściciel kolekcji ponad 65 klasycznych i sportowych samochodów. Dla reszty Formuła 1 to tylko głośny dodatek do pełnego innych wrażeń weekendu w królestwie bogactwa i hazardu.
Na szczęście można na Grand Prix Monako popatrzeć z zupełnie innej perspektywy, ignorując przypominającą targowisko próżności otoczkę. Skoro już o hazardzie mowa, to sam wyścig ma wiele wspólnego z ruletką. Nie na darmo niektórzy kierowcy Formuły 1 porównują jazdę samochodem wyścigowym po ulicznej pętli do latania helikopterem po sypialni lub pływania tankowcem w wannie.
Maszyny o mocy ponad 700 koni mechanicznych raczej nie nadają się do jazdy po wąziutkich, wyboistych ulicach księstwa – aby przystosować je do wymogów tego toru, zespoły stosują specjalne skrzydła, dające więcej docisku, a także przygotowywaną tylko na Monako wersję układu kierowniczego. Wyścigówka w „normalnej" konfiguracji nie byłaby w stanie zmieścić się w najwolniejszym zakręcie toru i całego kalendarza Formuły 1 – lewy nawrót pod hotelem Fairmont pokonywany jest z prędkością zaledwie 50 km/godz, a kierowcy muszą maksymalnie skręcić kierownicę.
Blisko stojące bariery nie wybaczają żadnego błędu, o czym przekonywali się nawet tacy arcymistrzowie jak Ayrton Senna – rekordzista pod względem liczby zwycięstw w Monako. Brazylijczyk sześć razy triumfował na ulicznej pętli, ale w 1988 roku uszkodził auto w zakręcie przed tunelem, tracąc pewną wygraną. „Ruletkowy" przebieg miał chociażby wyścig w 1982 roku, kiedy na ostatnich dwóch okrążeniach aż pięciokrotnie dochodziło do zmiany lidera. Z kolei w sezonie 1996 sklasyfikowano tylko siedmiu kierowców spośród 22 startujących, a pełen dystans wyścigu przejechało tylko trzech.
Szybka jazda wąską nitką toru, gdzie każdy najmniejszy błąd oznacza w najlepszym przypadku urwanie przedniego skrzydła lub koła, wymaga niebywałej precyzji i doskonale przygotowanego samochodu. Poza wspomnianym Senną mistrzowską klasę na ulicach Monako pokazywali m.in. czterokrotny mistrz świata Alain Prost, zwany „Profesorem", Michael Schumacher czy Fernando Alonso. Robert Kubica, uwielbiający uliczne tory, dwukrotnie stawał tu na podium – w sezonie 2008 był drugi, za Lewisem Hamiltonem, a dwa lata później stanął na najniższym stopniu podium. Wcześniej, w 1998 i 1999 roku jako jedyny kierowca w historii wygrał dwa razy z rzędu prestiżowe zawody Monako Kart Cup, rozgrywane na fragmencie toru Formuły 1, pokonując m.in. Hamiltona.