Typowy MAMIL („middle-aged men in Lycra", czyli mężczyzna w średnim wieku noszący ubrania z lycry) ma ponad 35 lat i zarabia wystarczająco dużo, by stać go było na zakup drogich specjalistycznych strojów kolarskich, czy też wyjazdy do miejsc będących prawdziwą mekką tego sportu, takich jak Mont Ventoux we francuskiej Prowansji. – Dwadzieścia pięć lat temu taka osoba kupiłaby sobie Porsche albo sportowy motocykl, dziś wydaje ponad 5 tys. dolarów na rower z ramą z włókien węglowych – mówi agencji AFP Michael Oliver, specjalista ds. marketingu, który uważa się za twórcę określenia „MAMIL".
Co ciekawe, często przygoda z kolarstwem zaczyna się od chęci... zaoszczędzenia na dojazdach do pracy. W ślad za przesiadką na rower idzie również zmiana trybu życia na zdrowszy. Spacerowe przejażdżki ustępują miejsca weekendowym wycieczkom, a te z kolei z biegiem czasu skutkują chęcią wyjazdu na etapy Tour de France przeznaczone dla kibiców, a nawet obozy treningowe na Majorce. Na hiszpańskiej wyspie, w ramach przygotowania do sezonu, często trenują bowiem brytyjskie gwiazdy kolarstwa, takich jak Bradley Wiggins i Chris Froome.
Kolarstwo to nowy golf
To właśnie sukcesy wspomnianej dwójki zawodników przyczyniły się w dużej mierze do gwałtownego wzrostu popularności kolarstwa na Wyspach Brytyjskich. Wiggins, po swoim zwycięstwie w Tour de France i zdobyciu złotego medalu olimpijskiego w Londynie, otrzymał nawet tytuł szlachecki od królowej Elżbiety. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jak mówi w rozmowie z „The Independent" inny znany przed laty brytyjski zawodnik, Chris Boardman, kolarstwo stało się w Wielkiej Brytanii nowym golfem. Biznesmeni, zamiast na polu golfowym, załatwiają obecnie interesy w czasie wspólnej przejażdżki rowerowej.
Na tak dynamicznym rozwoju kolarstwa zyskują jednak nie tylko indywidualni przedsiębiorcy. Według raportu London School of Economics, uwzględniając korzyści społeczne i ekonomiczne, Wielka Brytania za sprawą kolarstwa zyskuje rocznie blisko 3 mld funtów. W przeliczeniu na jedną osobę uprawiającą ten sport, daje to kwotę rzędu 230 funtów rocznie. Warto zauważyć, że wspomniany raport pochodzi z 2011 r., a więc jeszcze sprzed okresu wielkich triumfów brytyjskich kolarzy.
Nic dziwnego zatem, że Anglicy już zacierają ręce na myśl o starcie 101 edycji Tour de France. Wyścig, po raz czwarty w historii, rozpocznie się bowiem na Wyspach. Według prognoz, hrabstwo Yorkshire zyska na tym 100 mln funtów, m.in. za sprawą 10 godzin transmisji telewizyjnej (w ciągu dwóch dni) do 190 krajów świata. Organizatorzy wyścigu szacują, że tylko sam Londyn, gdzie peleton zawita w poniedziałek, zyska na imprezie 13 mln funtów. Kolejny strumień pieniędzy popłynie zapewne z kieszeni nowych MAMIL-ów. To, że ich liczba po tegorocznej „Wielkiej Pętli" znów się zwiększy, jest pewne jak w banku.