Program jest mocno spóźniony, ale Bombardier chce wejść z samolotami do 160 miejsc na rynek zdominowany dotąd przez Airbusa i Boeinga.

Nowy prezes firmy, Alain Bellemare oświadczył, że jego firma podtrzymuje zamiar uzyskania do końca 2015 r. zaświadczenia żeglowności dla tego samolotu, który mógłby wejść do eksploatacji w pierwszych tygodniach 2016 r., zależnie od decyzji klientów. Starał się pomniejszyć znaczenie opóźnień. — To programy długofalowe. Oczywiście chcemy dotrzymywać harmonogramu, ale rok czy dwa lata opóźnień nie zmienią w istotny sposób wielkości, jaką chcemy wprowadzić na rynek — wyjaśnił.

Bellemare został prezesem Bombardiera w lutym, firma zawiesiła, wypłatę dywidendy i przedstawiła plany pozyskania 2 mld dolarów w związku z przekroczeniem budżetu na program maszyn serii C.

Kanadyjczycy podkreślali główną zaletę nowego produktu: oszczędność w zużyciu paliwa, ale malejące ceny ropy zmniejszyły znaczenie tej zalety. — Dla linii lotniczych, które zechcą podjąć nowe ryzyko, musi dawać to jakąś korzyść. Oszczędność paliwowa samolotów serii C była dużym magnesem, ale teraz jest siła przyciągania zmalała — ocenia Ryan Bushell, zarządca portfelowy w Leon Frazer, który sprzedał udziały w Bombardierze.

Dyrektor programu CSeries, Sebastien Mullot ripostuje, że niższe koszty wynikające z tańszego paliwa dają liniom lotniczym większą swobodę w inwestowaniu w nowe samoloty. — Nie można podejmować tak po prostu decyzji o odnawianiu floty czy kupowaniu na podstawie cen spot ropy — stwierdził. Przewiduje wzrost cen ropy i jest zdania, że przewoźnicy muszą myśleć długoterminowo. reuters, p. r.