Stało się tak m. in. za sprawą Banku Zachodniego WBK, którego hiszpański gigant przejął od Allied Irish Banks. Ten ostatni mocno ucierpiał wskutek załamania na irlandzkim rynku nieruchomości i był zmuszony do sprzedaży polskiej instytucji, aby podnieść swoje wskaźniki wypłacalności do bezpiecznego poziomu. Transakcję uzgodniono we wrześniu 2010 r., ale została sfinalizowana w I kwartale ub. r., gdy Santander kupił w wezwaniu 96 proc. akcji BZ WBK (w tym 70 proc. od AIB). Zapłacił za nie niemal 16 mld zł.
To niejedyne w ostatnich latach przejęcie Santandera. Korzystając z kłopotów konkurencji, w 2010 r. Hiszpanie kupili m. in. 173 niemieckie placówki szwedzkiego banku SEB i ponad 300 placówek brytyjskiego RBS, a także odkupili od Bank of America 25 proc. udziałów w swojej meksykańskiej spółce córce Grupo Financiero Santander.
Wcześniej hiszpańska instytucja wchłonęła w Wielkiej Brytanii kredytodawcę Alliance & Leicester oraz częściowo Bradford & Bingley. Dzięki tym transakcjom oraz przejęciu w 2004 r. drugiego największego na Wyspach banku hipotecznego Abbey, przybyło mu tam 1,3 tys. placówek.
Ogólnie na koniec ub. r. Santander miał na świecie 14,8 tys. placówek i zatrudniał 193,3 tys. pracowników. W Europie kontynentalnej zarządzał 6,8 tys. placówek, z czego dwie trzecie przypadało na Hiszpanię. Niemal równie dużą sieć oddziałów instytucja ma w Ameryce Łacińskiej. W ub. r. po raz pierwszy w historii z tamtego regionu pochodziła ponad połowa jego przychodów.
W całym 2011 r. Santander zarobił netto 5,4 mld euro, o 35 proc. mniej niż rok wcześniej. Przy tym w IV kwartale jego zyski stopniały, licząc rok do roku, aż o 98 proc., do zaledwie 47 mln euro. Był to jednak głównie skutek tego, że bank był zmuszony odpisać 1,8 mld euro od aktywów na wypadek dalszej przeceny nieruchomości w Hiszpanii.