Wydawać by się mogło, że ostatnio rządzący od ćwierćwiecza prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko wykorzystał już wszystkie możliwe argumenty, by przekonać Rosję. Odwoływał się do wspólnej przeszłości radzieckiej i do wspólnego zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Sugerował, że Białorusini również przyłożyli się do odnalezienia wydobywanej obecnie na terenie Rosji ropy naftowej.
Stwierdził nawet, że rosyjski gaz musi być jeszcze tańszy dla Białorusi, ponieważ Białorusini najbardziej ucierpieli w wyniku katastrofy elektrowni w Czarnobylu i do dziś nie mogą wykorzystywać „zabrudzonego drzewa" do opalania swoich domów.
Wszystko na nic.
Rosyjskie władze, jak przyznał w piątek białoruski przywódca, sugerują „przyłączenie Białorusi do Rosji" w zamian za tanie surowce energetyczne. Od kilku dni jednak rosyjskie i białoruskie media spekulują, że Łukaszenko nie wyłożył jeszcze wszystkich kart na stół.
Ściśle tajne
Stacja radiolokacyjna Wołga znajduje się w okolicy miejscowości Hancewicze w obwodzie brzeskim na Białorusi. Rosjanie budowali ją w trybie przyśpieszonym w latach 90., ponieważ utracili radziecką radiolokacyjną stację w miejscowości Skrunda na Łotwie, podobno jak pięć innych stacji, które pozostały poza granicami Rosji po upadku ZSRR. Z Wołgi sygnał trafia bezpośrednio do jednego z najważniejszych miejsc w Moskwie. Chodzi o centrum ostrzeżenia przed atakiem rakietowym.