Bez względu na to, co się stanie, Hongkong jest częścią Chin – tak brzmiał jedyny komentarz Pekinu po ogłoszeniu wyników niedzielnych wyborów do rad dzielnicowych Hongkongu. Kandydaci prodemokratyczni zdobyli większość we wszystkich, z wyjątkiem jednej dzielnicy miasta.
Czytaj także: Jeden kraj, dwa systemy
Czytaj także: Hongkong, ważna sprawa dla świata
Występowali jako niezależni i to na nich oddali głosy przeciwnicy władz Hongkongu. Otrzymali w sumie 60 proc. głosów, co jednak w warunkach systemu większościowego sprawiło, że uzyskali 347 na 452 miejsc w radach. Wszystko to odbyło się przy rekordowej frekwencji. W głosowaniu uczestniczyło 2,94 mln wyborców na 7,3 mln mieszkańców Specjalnego Regionu Administracyjnego Chin.
Barometr nastrojów
– Wybory, które odbyły się w atmosferze trwających już pół roku demonstracji ulicznych, mogą służyć jako barometr nastrojów społecznych – pisał „South China Morning Post", czołowy anglojęzyczny dziennik miasta. W tym kontekście wynik głosowania jest po prostu votum nieufności wobec pani Carrie Lam, stojącej na czele administracji Hongkongu.