Polska stara się o którąś z ważnych tek gospodarczych, jak rolnictwo, handel zagraniczny czy infrastruktura. Ale polski komisarz ma tak naprawdę stać się partnerem von der Leyen w rozwiązywaniu wszystkich poważnych problemów, na czele z polityką migracyjną i praworządnością. Dlatego niekoniecznie ten, kto koncentruje się na wycinku prawa europejskiego, zostanie ostatecznie wybrany w Warszawie.
Precedens Buttiglione
Ale dla polskiego kandydata równie trudne może się okazać zdobycie poparcia odpowiedniej komisji europarlamentu. W 2004 r. starający się o stanowisko zastępcy szefa KE Rocco Buttiglione został odrzucony w Strasburgu. Polscy politycy przywiązani do wartości katolickich (z takich powodów utrącono Włocha) obawiają się, że może ich spotkać taki sam los. Dodatkowo Polska skonfliktowała się z Brukselą w sprawie praworządności i polityki migracyjnej. – To już nie jest Merkel u szczytu potęgi. Nasze ustalenia z CDU w europarlamencie nie wystarczają – mówi „Rzeczpospolitej" prominentny polityk PiS.
W tej rozgrywce atutem Krzysztofa Szczerskiego jest to, że niedawno znalazł się w grupie czterech polityków (obok szefa słowackiej dyplomacji Miroslava Lajčáka, ministra obrony Estonii Jüriego Luika i byłego szefa MSZ Rumunii Mircei Geoana), których sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg rozważał na swojego następcę. Z naszych informacji wynika, że ostatecznie padło na Rumuna, bo po decyzji o budowie Fortu Trump i lokalizacji w Polsce natowskich magazynów broni i sztabów dowodzenia sojusz nie chciał sprawiać wrażenia, że stale faworyzuje na flance wschodniej jeden kraj. Geoana, jak Stoltenberg, jest zresztą socjalistą. Szczerski, choć ma silną pozycję w PiS, to nie należał do rządu, przez co nie był bezpośrednio zaangażowany w spór z Brukselą o praworządność. To też może zadziałać na jego korzyść.
Konrad Szymański jest w europejskiej centrali znany chyba jak żaden polityk polskiej partii rządzącej. I bardzo szanowany za wysokie kompetencje merytoryczne. Co prawda był bezpośrednio zaangażowany w spór o art. 7, ale raczej zapamiętano go jako zwolennika polubownego rozwiązania sporu, który unikał emocjonalnego języka, od jakiego nie stronił np. Witold Waszczykowski. W ekipie von der Leyen mógłby połączyć głęboką wiedzę fachową z bliskimi kontaktami na szczytach władzy w Polsce, w szczególności z premierem. Spełniałby więc oczekiwania i Warszawy, i Brukseli.