– Skoro chcą nałożyć na nas sankcje, to znaczy, że są szaleńcami, bo to bardziej uderzy w Unię niż we Włochy – ostrzegł eurokratów. Zagroził także, że nie tylko zawetuje nowy, siedmioletni budżet całej Unii, ale także niemiecko-francuski plan ustanowienia odrębnego budżetu dla strefy euro. To by doprowadziło do paraliżu Unii.
Powrót Berlusconiego
Włochy, kraj założycielski Wspólnoty, jeszcze nigdy w taki sposób nie stawiał się unijnej centrali. Ale po latach mizernego wzrostu gospodarczego, niekontrolowanego napływu imigrantów oraz ataków na Brukselę przez takich polityków mainstreamu, jak Silvio Berlusconi i Matteo Renzi, entuzjazm Włochów do Unii wyparował: badania Komisji Europejskiej pokazują, że poza Grekami, Francuzami i Brytyjczykami, nigdzie w UE zaufanie do integracji nie jest tak niskie. Ataki na zjednoczoną Europę stały się więc znakomitym narzędziem walki politycznej. A ta nad Tybrem staje się coraz bardziej zażarta.
– Liga i Ruch Pięciu Gwiazd miały dosyć życia w opozycji i po wyborach parlamentarnych w marcu utworzyły rząd. Ale to partie o zupełnie sprzecznych programach: pierwsi chcą postawić gospodarkę na nogi, obniżając wydatki państwa, drudzy – rozbudowując programy socjalne. Przedterminowe wybory jesienią przyszłego roku są więc coraz bardziej prawdopodobne – mówi „Rz" Uberto Marchesi, ekspert Instytutu Spraw Międzynarodowych (ISPI) w Mediolanie.
O zerwaniu obecnej koalicji myśli przede wszystkim Salvini. Liczy, że jeśli w majowych wyborach do Europarlamentu jego partia, ale także Forza Italia Silvia Berlusconiego osiągną dobry wynik, to warto będzie zaryzykować i rozwiązać parlament, aby utworzyć konserwatywną koalicję. Takiej możliwości Luigi di Maio i jego Ruch Pięciu Gwiazd nie ma, bo brakuje mu potencjalnego koalicjanta.