Jędrzej Bielecki: Unia Europejska. Donald Tusk mówi Jarosławem Kaczyńskim

Imigracja, ekologia, relacje z Niemcami: premier prezentuje coraz bardziej podobne idee do tych, które za rządów PiS tak oburzały Brukselę. Ale Ursula von der Leyen jest słaba i może tylko temu przyklasnąć.

Publikacja: 09.02.2025 17:15

Ursula von der Leyen (z lewej) aprobuje wszystko, co forsuje Donald Tusk (z prawej), byle oddalić sz

Ursula von der Leyen (z lewej) aprobuje wszystko, co forsuje Donald Tusk (z prawej), byle oddalić szanse na zwycięstwo przy urnach wyborczych Jarosława Kaczyńskiego.

Foto: Bartosz Banka / AFP

Gdyby nie logo polskiej prezydencji w Unii z datą 2025 roku i reagująca uśmiechem niemal na wszystko, co powie Donald Tusk, Ursula von der Leyen, można było w miniony piątek w Gdańsku odnieść wrażenie, że czas cofnął się o blisko dekadę i to właśnie formacja Jarosława Kaczyńskiego przejęła władzę. Spotkanie kolegium komisarzy europejskich z członkami polskiego rządu miało być jednym z tych rytualnych wydarzeń, które są konieczne do podtrzymania integracji europejskiej. Premier Donald Tusk wykorzystał to jednak do czegoś zupełnie innego: wyjścia naprzeciw rosnącym obawom Polaków na trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi. 

Pod koniec 2015 roku świeżo upieczona szefowa rządu Beata Szydło zapowiedziała, że nasz kraj nie przyjmie żadnych imigrantów w ramach właśnie uzgodnionego pod naciskiem Angeli Merkel planu obowiązkowej redystrybucji uchodźców. To wywołało powszechną konsternację. Choć wiele krajów członkowskich nie wypełniało od lat podjętych wcześniej zobowiązań (dobrym przykładem jest fatalny stan finansów publicznych pod rządami ultraeuropejskiego przecież Emmanuela Macrona), to jednak nikt tego nie robił w tak otwarty sposób jak wówczas Polska. 

Donald Tusk zawdzięcza najlepsze lata swojej kariery Angeli Merkel. Ale teraz występuje frontalnie przeciw jej polityce

Dziesięć lat później Tusk posunął się jednak w tej retoryce jeszcze dalej. W Gdańsku nie tylko oświadczył, że mimo przyjęcia przez całą Unię nowej wersji paktu migracyjnego „Polska nie przyjmie żadnego dodatkowego imigranta ani nie zgodzi się na żadne dodatkowe koszty z tym związane, kropka!”. Ale zrobił to, mimo że Polska sprawuje przejściowe przewodnictwo w Unii i mając u boku przewodniczącą Komisji Europejskiej – instytucji powołanej do dbania o przestrzeganie unijnych traktatów. 

Czytaj więcej

Rafał Trzaskowski: Nie będę długopisem Tuska. Będę niezależnym prezydentem Polski

W przypadku Kaczyńskiego chodziło nie tyle o powstrzymanie potoku imigrantów (za rządów PiS pojawiło się ich więcej nad Wisłą niż kiedykolwiek w przeszłości), ile o nakreślenie limitu ingerencji europejskiej centrali w to, co stanowi sedno suwerenności narodowej. Przewodniczący ówczesnej partii rządzącej chciał w ten sposób wysłać jasny sygnał, że to Sejm będzie decydował, kto należy do polskiego narodu, a nie Unia. 

Argumentacja Tuska jest oficjalnie inna. Skoro Polska przyjęła blisko 2 miliony uchodźców z Ukrainy, nie powinna być obarczana dodatkowymi imigrantami – mówi. To wielkiego sensu nie ma: unijny pakt, który wchodzi życie dopiero w przyszłym roku, zakłada możliwość objęcia relokacją w całej zjednoczonej Europie maksymalnie 30 tysięcy osób rocznie. Jeśli w ogóle, naszemu krajowi przypadłaby więc niezauważalna liczba cudzoziemców. 

Czytaj więcej

Wspomnienia Merkel: Prostolinijność Donalda Tuska, staropolska grzeczność Lecha Kaczyńskiego

W rzeczywistości to część nowej strategii Tuska wobec narastającej fali nacjonalistycznego populizmu. Premier zdał sobie sprawę, że utrzymanie kordonu sanitarnego wobec idei lansowanych od lat przez PiS może łatwo zepchnąć jego ugrupowanie do defensywy. Doprowadzić nie tylko do przegrania wyborów prezydenckich, ale w ogóle do utraty władzy. 

Dlatego w Gdańsku Tusk posunął swoje rozumowanie tak daleko, jak się da. Sam, łamiąc prawo europejskie dla celów wyborczych, zarzucił kanclerzowi Olafowi Scholzowi „brak logiki” we wprowadzeniu wbrew zapisom z Schengen kontroli na Odrze i Nysie, skoro wcześniej nie zgodził się on na udział we wzmacnianiu granicy na Bugu. W tym zwrocie jest tym większa ironia, że to przecież Angeli Merkel, zwolenniczce otwartych granic, Tusk zawdzięcza najlepsze lata swojej kariery politycznej: jako przewodniczącego Rady Europejskiej. 

To odnosi się jednak nie tylko do migracji, ale i innych obszarów działania Merkel. Szef polskiego rządu zapowiedział, że nie zgodzi się na żadne zapisy o ochronie środowiska, które miałyby nakładać nowe obciążenia na gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa. Uznał za iluzję utrzymanie konkurencyjności Unii wobec Ameryki i Chin, jeżeli ceny energii nie spadną. Oficjalnie neutralność klimatyczna ma być nadal osiągnięta przez Wspólnotę w 2050 roku, jednak żaden z dzisiejszych polityków nie będzie wtedy sprawował władzy, więc takie obietnice wiele nie kosztują. 

Jeśli Tusk będzie nadal naśladował Kaczyńskiego, to wyborcy w końcu nie uznają, że lepiej głosować na oryginał niż na erzac?

Być może jeszcze bardziej szokująca od zwrotu w polityce europejskiej Tuska jest jednak reakcja na niego von der Leyen. Niemka nie tylko nie sprzeciwiła się złamaniu przez Polskę prawa europejskiego, ale mnożyła też pochwały pod adresem premiera. Swoim zwyczajem zalewała słuchaczy dokumentami, jakie właśnie wyprodukowała lub zamierza wyprodukować Komisja Europejska. Nikt nie wspominał o tym, że pięć lat, przez które ona stoi na czele unijnej centrali, to okres stagnacji gospodarczej, więc wiarygodność tych zapowiedzi jest słaba. 

Pytanie jednak o alternatywę. W przypadku Polski odpowiedź jest jasna. To powrót do władzy PiS zapewne w koalicji z Konfederacją. Silny antyeuropejski blok z udziałem Viktora Orbána i ostateczne przekreślenia rządów prawa. Von der Leyen aprobuje więc wszystko, co forsuje Tusk, byle oddalić szanse na zwycięstwo przy urnach wyborczych Kaczyńskiego. 

Czytaj więcej

Piotr Serafin dla „Rzeczpospolitej”: Unijny budżet to polityka zapisana w cyfrach

To jednak część znacznie szerszej strategii Brukseli. Gdzie obrócić głowę, nacjonalistyczni populiści są na fali. Mają władzę lub mogą za chwilę ją zdobyć. Francja jest sparaliżowana i czeka z niepokojem, czy w 2027 roku to Marine Le Pen wprowadzi się do Pałacu Elizejskiego. W Niemczech na drugie miejsce w sondażach wybiła się Alternatywa dla Niemiec (AfD), bezpośrednio wpływając na politykę już nie tylko chadecji, ale i SPD. We Włoszech nie widać alternatywy dla rządu koalicji ugrupowań skrajnej prawicy, a w Hiszpanii po raz pierwszy od śmierci Franco po najbliższych wyborach wszelkie szanse przejęcia władzy ma postfaszystowski Vox w koalicji z Partią Ludową. 

Komisja Europejska nie miałaby na kim się oprzeć, jeśli chciałaby się przeciwstawić planom Donalda Tuska

Bruksela nie może tu nic zmienić. Komisja Europejska od lat nie była tak słaba. Nie miałaby na kim się oprzeć, jeśli chciałaby się przeciwstawić planom Tuska. Znacznie lepiej więc dla von der Leyen przystać na to, co chce Tusk, a nawet przedstawić to jako sukces. 

Na dłuższą metę ta strategia nie jest jednak wolna od ryzyka. Schengen, finanse publiczne, ekologia: jeśli kolejne filary integracji będą padały, możemy dojść do momentu, w którym cała konstrukcja europejska się zawali. Tym bardziej że nie ma ona w Ameryce Donalda Trumpa sojusznika, lecz przeciwnika. 

Tusk, który nie chce słyszeć o przyjęciu euro, najbardziej wymiernym symbolu integracji, nie ma aż tak wiele do zaoferowania w ratowaniu Unii. Sparaliżowany strachem przed powrotem do władzy PiS szef rządu odmawia też wszelkich dyskusji o udziale Polski w misji rozjemczej w Ukrainie. Bez niej Unia, podobnie jak to było 30 lat temu przy okazji porozumień z Dayton kończących wojnę w Jugosławii, pozostanie biernym widzem umowy, jaką być może zawrze z Putinem Trump. 

Jest wreszcie w strategii Tuska poważne ryzyko w polityce krajowej. Jeśli będzie dalej kopiował wizję integracji Kaczyńskiego, czyż ten ostatni nie przejdzie do historii jako ten, który wygrał w batalii idei o kształt Unii? Nie da się też wykluczyć, że coraz więcej wyborców dojdzie do wniosku, że jeśli eurosceptycyzm jest nieunikniony, to może lepiej postawić na oryginał zamiast erzac? Wówczas PiS nie tylko wróci do władzy, ale nie będzie też na czym oprzeć nadziei, że kiedyś ją straci. 

Gdyby nie logo polskiej prezydencji w Unii z datą 2025 roku i reagująca uśmiechem niemal na wszystko, co powie Donald Tusk, Ursula von der Leyen, można było w miniony piątek w Gdańsku odnieść wrażenie, że czas cofnął się o blisko dekadę i to właśnie formacja Jarosława Kaczyńskiego przejęła władzę. Spotkanie kolegium komisarzy europejskich z członkami polskiego rządu miało być jednym z tych rytualnych wydarzeń, które są konieczne do podtrzymania integracji europejskiej. Premier Donald Tusk wykorzystał to jednak do czegoś zupełnie innego: wyjścia naprzeciw rosnącym obawom Polaków na trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi. 

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donald Trump czystkami w Strefie Gazy funduje Amerykanom nowy Afganistan
Publicystyka
Unijna komisarz ds. środowiska: Woda nie jest już dobrem oczywistym
Publicystyka
Andrzej Dybczyński: Polskiej nauce potrzeba nie reformy, lecz reformacji
Publicystyka
Europa nie jest „kontynentem ludzi naiwnych” – apel aktywistki do Donalda Tuska
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jerzy Owsiak kontra Telewizja Republika