Dlaczego chce pan porzucić Poznań dla pałacu prezydenckiego?
Nie chcę porzucić Poznania, tak samo jak Nowej Soli czy Gliwic nie chcieli porzucać Wadim Tyszkiewicz i Zygmunt Frankiewicz, gdy zdecydowali się kandydować do Senatu. To była walka o Polskę. Wszyscy - samorządowcy, politycy - mamy świadomość, że od tego, czy zatrzymamy dewastacje państwa dokonywaną przez rząd PiS-u, zależy przyszłość nie tylko kraju, ale również naszych miast. Już dziś widzimy przecież, jak samorządy na tym cierpią, chociażby z powodu strat w budżecie będących konsekwencją „piątki Kaczyńskiego”. Nie należy tego zatem rozpatrywać w kategoriach porzucania czegoś, tylko walki o lepsze państwo. Poznaniacy wielokrotnie pokazali, że patrzą szerzej. Po przykłady można sięgnąć do historii, np. Powstania Wielkopolskiego, albo spojrzeć na ostatnie lata - gdy przeciwstawiali się działaniom PiS-u i walczyli o niezawisłe sądy - lub na to, co robimy dzisiaj, tworząc miasto tolerancyjne, otwarte i przyjazne dla wszystkich.
Rafał Trzaskowski nie kandydował między innymi z tego powodu, że bał się i nie chciał komisarza PiS-u w Warszawie, w razie gdyby tym prezydentem Polski został. Pan się nie obawia komisarza z PiS-u, w ratuszu poznańskim?
Nie obawiam się, bo ten komisarz byłby po pierwsze bardzo krótko, a po drugie nie sądzę, by rząd PiS-u chciał rozpocząć współpracę z nowo wybranym prezydentem Polski od zwarcia. Jestem przekonany, że po wyborach prezydenckich - gdyby ziścił się scenariusz z moją wygraną - znajdziemy jakieś kompromisowe rozwiązanie, takie które będzie możliwe dla wszystkich. W Gdańsku się udało, choć to była oczywiście inna sytuacja.