W czwartkowym wyroku TSUE wskazał, że ze względu na całościowy kontekst refom wymiaru sprawiedliwości, w który wpisuje się ustanowienie Izby Dyscyplinarnej SN, izba ta nie daje w pełni rękojmi niezawisłości i bezstronności, w szczególności nie jest chroniona przed wpływami polskiej władzy ustawodawczej i wykonawczej. I wskazuje w konkluzji, że na Polsce spoczywa obowiązek przyjęcia środków niezbędnych, aby uchybienie to ustało. Co więc strona polska ma zrobić?
Zapadł wyrok, jest on wiążący dla Polski, a więc nic zaskakującego – obowiązkiem władz polskich (rządu) jest wykonanie tego wyroku bezzwłocznie. A więc jest to zobowiązanie m.in. do zawieszenia działalności przez ID SN, ale też do zmiany ustawodawstwa, a w efekcie wycofania się z niektórych rozwiązań podjętych dla tzw. reformy sądownictwa. Polska ma więc zrobić kroki w tył, wrócić do państwa, w którym rządzi prawo. Droga jest jednak długa, trudna i niepewna.
Czytaj także:
Ale kilkanaście godzin wcześniej polski TK orzekł, że przepisy traktatu o UE w zakresie, w jakim TSUE nakłada na Polskę ograniczenia dotyczące funkcjonowania sądownictwa, są niekonstytucyjne i nie są objęte zasadą pierwszeństwa. Pojawić się więc mogą spory, gdzie sięga przekazanie kompetencji Unii, a gdzie nie. Jak je można rozwiązywać?
Wyrok TK stara się zaklinać rzeczywistość. On jest niezgodny z prawem Unii, a co więcej – jest poza jego kompetencją. TK sam dokonał więc tego, co zarzuca Luksemburgowi, działa poza kompetencją (ultra vires). Rozwiązania są w teorii proste, a są dwa podstawowe: albo wystąpić z Unii i nie przejmować się jej prawem i wyrokami jej sądu, albo pozostać w Unii, ale wówczas trzeba stosować jej prawo, zgodnie ze zobowiązaniami, jakie przyjęliśmy, wchodząc do niej w 2004 r.