Z ministrem Linkevičiusem rozmawiamy o tym, czy dalsze rozszerzenie NATO na wschód jest jeszcze możliwe. Przez wiele lat Litwa i Polska starały się przeciągnąć kilka krajów postradzieckich, szczególnie Ukrainę i Gruzję, do organizacji świata zachodniego.
Rzeczpospolita: Słyszymy na warszawskim szczycie, że drzwi do NATO są nadal otwarte. Z drugiej strony nawet tak wcześniej zaangażowany we wspieranie prozachodnich aspiracji Kijowa były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski mówi Ukraińcom: zapomnijcie o marzeniu wstąpienia do NATO. Czy drzwi są otwarte, ale nikt z postradzieckiego wschodu przez nie nigdy nie przejdzie?
Linas Linkevičius: Nie możemy powiedzieć, że to jest niemożliwe, nie możemy też powiedzieć, że jest dane. Ważne, że nie zeszliśmy z drogi. Że rozszerzenie trwa – przykładem jest Czarnogóra.
Ale Czarnogóra jest dwa tysiące kilometrów od granic Rosji. Ukraina i Gruzja są obok niej.
To prawda. Ale musimy wychodzić naprzeciw oczekiwaniom narodów, które dzielą z nami nie tylko wartości, ale i ryzyko. I poświęcają życie swoich żołnierzy w misjach sojuszu, tak jak to jest z Gruzinami. Nie powinno się tym narodom mówić: porzućcie marzenia!. Dobrze pamiętam jak to było ze mną, w roku 2000, gdy byłem ambasadorem przy NATO, i - przyszli jak się potem okazało sojusznicy - mówili mi: zapomnij o tym!, byli pewni, że Litwa nigdy nie będzie członkiem NATO.