W Grecji żyjemy z dnia na dzień

W kryzysie jesteśmy od pięciu lat, więc planowanie mija się z celem – mówi szef linii Aegean Dimitrios Gerogiannis .

Aktualizacja: 26.06.2015 10:55 Publikacja: 25.06.2015 22:00

W Grecji żyjemy z dnia na dzień

Foto: materiały prasowe

Rz: Jak jest możliwe, żeby najbardziej efektywną linią lotniczą w Europie był Aegean, narodowy przewoźnik właściwie już utopionej w kryzysie Grecji?

Dimitrios Georgiannis: Bo skupiliśmy się na tym, co powinniśmy robić nie wdając się w politykę. Codziennie zmienia się otoczenie i codziennie się do niego dostosowuję. Więc wyjście jest jedno: jak najlepiej zrobić swoją robotę. Jeśli przedsiębiorca w dzisiejszej Grecji trzyma się tej zasady, to przetrwa. W kryzysie jesteśmy od 5 lat, więc jakiekolwiek długofalowe planowanie mija się z celem. Co chwilę słyszę „wychodzimy ze strefy euro”, albo „zostajemy w strefie euro”. W roku 2012 niepewność była równie silna jak dzisiaj. Potem w 2013/2014 trochę się uspokoiło. Ale rzeczywiście rok 2015 jest wyjątkowo wybuchowy. Jako prezes linii lotniczej, która powinna być stabilna, bo to jest taki biznes, musze nieustannie tańczyć na wulkanie. Jak na razie mi się udaje, chociaż to wyczerpujący taniec.

 

 Za oknem widać nasz ostatni samolot, właśnie odebraliśmy nowego Airbusa. Takie chwile podnoszą na duchu, ale przez tę nieustanną niepewność mogę wynajmować samoloty na krótki czas, co kosztuje więcej od kontraktu długoterminowego. Aegean potrzebuje nowych maszyn- w tym roku nasze przewozy wzrosną o 15 proc, czyli o 2 mln pasażerów. Cały czas więc ryzykuję i na razie nam się udaje. Jeśli jednak sytuacja greckiej gospodarki drastycznie się pogorszy, co jest bardzo prawdopodobne, nie będę miał innego wyjścia, jak zredukować firmę. Będzie wtedy mała, ale finansowo zdrowa i stabilna. Pewnie, że marzy mi się sytuacja, kiedy mógłbym planować na dwa lata do przodu, nawet na rok, na pół roku. W tej chwili nie mamy nawet miesięcy, więc planujemy z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień. Oczywiście, zdarza mi się marzyć, ale szybko muszę wracać na ziemię.  Ale tak jak pani , przyjeżdżają do nas ludzie, bo są ciekawi: co to za zwierzę, ten Aegean? Grecja w kryzysie, a oni nieźle żyją.

Kolejny samolot ma pan odebrać 30 czerwca, wtedy, kiedy wygasa program ratunkowy dla Grecji i kraj powinien zapłacić 1,7 mld dolarów Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Odbierze pan tę maszynę?

Odbiorę samolot, bo zobowiązałem się to zrobić. Ale mam świadomość, że jeśli rząd nie zapłaci tych pieniędzy, Grecja zostanie uznana za kraj niewypłacalny, a ja muszę zadbać o linię i naszych ludzi. Aegean ma za sobą bardzo trudne momenty, ale jak na razie nie zmniejszaliśmy firmy. W najtrudniejszych chwilach wycofaliśmy samoloty z rynku krajowego i zwiększyliśmy loty zagranicę. Zazwyczaj w sytuacji tak potężnego kryzysu, firmy kurczą się, bo wtedy łatwiej jest przetrwać. Aegean funkcjonuje inaczej. Kiedy kryzys uderzył po raz pierwszy w 2012 roku, mieliśmy wyjątkowo dobrą sytuację finansową. Nie korzystaliśmy z finansowania banków, nie byliśmy zadłużeni. Mogliśmy więc wydać gotówkę na walkę z najazdem tanich przewoźników i świeżo sprywatyzownymi Olympic Airways. Mimo to przez pierwsze trzy lata kryzysu, obroniliśmy swoją pozycję, wróciliśmy do godziwego zysku, silniejsi i więksi. Potem przejęliśmy Olympic, który po prywatyzacji miał potężne kłopoty finansowe, do których zresztą i my się przyczyniliśmy. Olympic był nam potrzebny — miał małe samoloty śmigłowe, które mogą tanio wozić pasażerów z jednej małej wyspy na drugą. Tego nie może zrobić Ryanair, bo jego Boeingi 737 są za duże. Konkurujemy więc z Ryanairem i kosztami i cenami. Inaczej Irlandczycy zdominowaliby nasz rynek.

Rok temu przymierzał się pan jeszcze do przejęcia kolejnej linii Cyprus Airways. Dlaczego nie doszło do kolejnej fuzji Aegeana?

Złożyliśmy ofertę, ale cypryjski rząd nie odpowiedział na nią, ani na żadną inną. Usłyszeliśmy tylko, że linia będzie zamknięta. A ja założyłem bazę w Larnace. Mamy tam załogi, mechaników. I latamy z Cypru do Londynu, Paryża, Monachium, Zurichu. To wszystko od kwietnia 2015, kiedy w samej Grecji mieliśmy już bardzo nieciekawą  sytuację. Ale mogłem to zrobić, bo mamy dobrych ludzi. Wie pani, co to jest etos? To stare greckie słowo. Postawa, która charakteryzuje się szczerością, racjonalnością, skromnością...

No chyba akurat ze skromności, to Grecy raczej znani nie są?

To największa zmiana jaką wymusił na nas kryzys, bo staliśmy się naprawdę skromniejsi. Życie nas bardzo doświadczyło. Znamy się od dawna. Czy widziała mnie pani wymądrzającego się publicznie? Nie, bo pilnuję własnego interesu. Etos, znaczy dla nas także skoncentrowanie się na tym, co robimy i racjonalnym rozwiązywaniu problemów. Etos jest widoczny w strategii greckich szefów firm, które nadal mają sukcesy i mają plan na każdy rozwój wydarzeń: A, B, C, D. Żeby obronić jak najwięcej, bo jesteśmy odpowiedzialni tak wobec siebie, jak i wobec otoczenia. Trzeba doprowadzić firmę do zacisznego portu, przeczekać nawałnicę i znów zacząć się rozwijać.

Czy ma pan także Plan E, czyli wyjście ze strefy euro?

Mam. Ale jestem optymistą i wierzę, że sytuacja może się poprawić, właśnie pojawiła się kolejna nadzieja. Chociaż jestem gotowy też na taki rozwój wydarzeń, o którym nawet nie chcę myśleć.

Wiadomo w jakiej sytuacji są greckie banki, którym permanentnie brakuje gotówki. Gdzie finansuje pan działalność firmy?

Nie bierzemy kredytów, bo mamy gotówkę, a umowy z firmami leasingowymi — to są jedyne nasze zobowiązania. Gotówki wystarczy na bezpieczne funkcjonowanie przez trzy lata. Dzisiaj w Grecji gotówka rządzi.

Rząd w każdej chwili może wprowadzić kontrolę kapitału. Jest to coraz bardziej realne w sytuacji, kiedy tylko w jedynym tygodniu Grecy wycofali z banków 5 mld euro. Nie obawia się pan takiej sytuacji?

To byłby początek końca i przygotowanie do wyjścia ze strefy euro. Ale i na taką ewentualność jestem przygotowany. Nie można udawać, że taka opcja jest nie możliwa. I tak samo jak inni greccy koledzy muszę o tym myśleć. Ale co mogę zrobić? Jestem Grekiem. Fakt, że jestem akurat tutaj, jest moim wyborem. Kiedy uznam, że takie życie jest ponad moje siły, zawsze mogę zmienić wybór.

Rząd zapowiada podwyższenie podatków firmom, które mają zysk przekraczający pół miliona euro. Dla pana, to dodatkowe ponad 10 mln euro z budżetu?

Grecki rząd poszedł po raz kolejny na łatwiznę. Zamiast walczyć z unikaniem podatków, zabierają więcej pieniądze tym, którzy je uczciwie płacą. A przecież to była jedna z pierwszych zapowiedzi: że wszyscy Grecy, którzy dotychczas nie płacili podatków, zapłacą je. Teraz mówi się o opodatkowaniu łodzi dłuższych, niż 10 metrów. To wszystko są ruchy pozorne.

Ale bądźmy uczciwi. Ci ludzie przejęli władzę 5 miesięcy temu i jeszcze nie mieli czasu, aby zrozumieć na czym rządzenie polega, bo nigdy nie byli przy władzy. Trzeba więc dać im czas na naukę. Oczekuję jednak, że kiedy już dojdzie do porozumienia z wierzycielami na serio zajmą się tymi, co nie płacą podatków. I nie jest tylko problem rządu Syrizy. Każdy kolejny grecki rząd, miał ten problem i zapowiadał, że ostro się weźmie za skończenie z tym procederem. Zamiast podwyższać podatki tym, którzy płacą, powinni wziąć się za tych, którzy nie płacą. Nie mówię o ludziach biednych, ich jestem w stanie zrozumieć. Ale o firmach, które nie płacą pracownikom, nie przelewają składek na ubezpieczenie społeczne, są ich setki, tysiące nawet. I nimi powinny się zająć władze. Nie może być tak, że ci, którzy przestrzegają prawa, są nieustannie karani, a przestępcy podatkowi śmieją się z nas. Wierzyliśmy, że Syriza z tym skończy. Nadal wierzę, że tak będzie.

Polacy bardzo chętnie jeżdżą na wakacje do Grecji. Dzisiaj jednak zastanawiają się: może lepiej pojechać do Hiszpanii, do Chorwacji, do Portugalii. Chyba nie jesteśmy wyjątkiem?

Turyści z Europy Środkowej są znacznie bardziej ostrożni, kiedy chodzi bezpieczeństwo, chociaż wiedzą, że nawet jeśli Grecja zostanie uznana za niewypłacalną, nic im nie grozi. Ale myślą w ten sposób: pojadę i nagle zostanie wprowadzona kontrola kapitału, nie będę mógł korzystać z mojej karty kredytowej. Ci, którzy przyjeżdżają z Europy południowej i zachodniej — Włosi, Francuzi, Hiszpanie, nawet Niemcy, nie mają takich obaw.

Powinniśmy z naszymi problemami uporać się kilka miesięcy temu. Żeby sprawa była zamknięta w tę, bądź inną stronę. Wtedy każdy wiedziałby, czego oczekiwać: czy jesteśmy w Unii Europejskiej? Czy grecką walutą jest nadal euro? Teraz wierzę, że wszystko powinno się ostatecznie wyjaśnić w ciągu najbliższego tygodnia. I jestem przekonany, że lipiec, sierpień, pewnie i wrzesień będą w miarę spokojne. W Grecji nadal mamy dobrze zarządzane, zdrowe finansowo firmy, które dają sobie radę na konkurencyjnych rynkach zagranicą. Mam też nadzieję, że będziemy mieli może jeszcze nie stabilne, ale bardziej stabilne otoczenie. Swoim ludziom powtarzam: skoro nie mamy wpływu na polityków, to skupcie się na tym na co mamy wpływ, róbcie swoje najlepiej jak potraficie i to co do was należy. I zawsze czekamy na turystów, bo Grecy z natury są niezwykle gościnnym narodem. Pokazują to swoją postawą wobec wszystkich, którzy tutaj przyjeżdżają. Nawet w najtrudniejszych chwilach kryzysu między Grecją i Europą, czyli w roku 2012 nie słyszałem o jakimkolwiek incydencie. W starożytnej Grecji mieliśmy Zeusa — czyli boga bogów. jego pełne imię, to Xenios Dias. Xenios znaczy: przyjazny wobec obcego. Dias, to bóg. Czyli bóg przyjazny obcym. Stąd słowo Philoxenia — gościnność, która jest i była nieodłączną częścią naszej kultury. I żaden kryzys tego nie zmieni.

Kiedy wylatywałam do Aten znajomi pytali mnie: jaką walutę bierzesz?

Bez obaw. Oczywiście, że Grecy są bardzo przygnębieni sytuacją. Większość z nas ma nadzieję, że jednak pozostaniemy w strefie euro. Ostatnie badania wskazują, że mimo wszystkich niedogodności, jakie to ze sobą przyniesie, Grecy chcą pozostać w eurolandzie, bo każda inna opcja będzie gorsza, a życie jeszcze trudniejsze.

Ateny żyją dziś polityką. Codziennie mamy przynajmniej dwie demonstracje — większą -zwolenników pozostania w strefie euro, wspierającą negocjacje i mniejszą z hasłami powrotu do drachmy euro i wyjścia z Unii Europejskiej. W dzielnicach turystycznych, takich jak chociażby Plaka, czy handlowa Ermou życie toczy się normalnie. Może tylko kolejki do bankomatów się wydłużyły. Bardzo chcę wierzyć, że ostatecznie zostanie znalezione rozsądne rozwiązanie, pozostaniemy w strefie euro, a rząd wreszcie zacznie robić to, co obiecał wygrywając wybory. Sam jestem optymistą i nie mam wątpliwości, że odbierzemy nasz samolot 30 czerwca.

 

Grecja jest nadal postrzegana jako kraj drogi. Droższy, niż Hiszpania, czy Portugalia. Jak to jest możliwe, że w barze kawa kosztuje przynajmniej 2,50 euro, podczas gdy taką samą w Madrycie, czy Lizbonie mogę wypić za euro, góra półtora?

 

Ale za tę kawę nie płaci pani już 5 euro, jak to było przed kryzysem. To się powoli zmienia. Ceny spadają. Staniały hotele, mniejsze są rachunki w restauracjach. Jeśli rodzina Greków wychodzi na kolację, za posiłek zapłaci po 10 euro za osobę. Przed kryzysem było o wiele drożej, bo ceny zaczynają się dostosowywać do rzeczywistości. To kolejny powód, który powoduje, że Grecja stała się tak atrakcyjna dla turystów. Oczywiście mamy piękny kraj, ale nie stał się piękniejsza w ciągu ostatnich dwóch- trzech lat. Zmienił się natomiast stosunek wartości do ceny. Poprawiła się obsługa, bo tak na dużych, jak i na małych wyspach Grekom bardziej zależy na pieniądzach. Znacznie mniej jest turystów z Rosji i Ukrainy, więc trzeba tę lukę zapełnić przyjeżdżającymi z innych krajów. Zresztą branża turystyczna w tej chwili ciągnie gospodarkę, bo w turystyce zmiany jakościowe były najłatwiejsze do przeprowadzenia. W każdej innej dziedzinie gospodarki na efekty inwestycji trzeba poczekać. Wystarczy poprawić jakość usług, częściej się uśmiechać, być bardziej przyjaznym- efekt jest natychmiastowy. Jeśli to połączymy z odpowiednim dostosowaniem cen, korzyści przychodzą natychmiast. Pojawiają się nowe miejsca pracy. Co z tego, że tylko na 8 miesięcy — bo tyle trwa w Grecji sezon. To lepsze, niż gdyby wcale ich nie było. I dlatego branża turystyczna inwestuje — robią tak sami Grecy, jak i kapitał zagraniczny. Poprawiły się też warunki, w jakich mieszkają turyści — od małych kwater do wynajęcia, po wielkie sieci hotelowe.

Grecja przechodzi przez jeszcze jeden kryzys — napływ imigrantów z Afryki Północnej i Syrii. Najwięcej wyspy położone blisko Turcji — Kos, Lesbos, Zakyntos, Rodos. To nieszczęśliwi ludzie, trzeba im pomóc. Ale sami przecież nie poradzicie sobie z tym problemem?

Prasa brytyjska rozdęła sprawę imigrantów do niesamowitych proporcji. Potem w telewizji turyści, którzy wypoczywają na wyspach prostowali te informacje. Nie można jednak udawać, że się nie widzi tego, co dzieje się w krajach, z których ludzie uciekają. A nasze południowe wyspy są blisko Turcji, więc właśnie na Kos, Rodos, Lesbos droga jest najkrótsza i najbezpieczniejsza, a imigranci przypływali tam od lat. Wojna w Syrii i konflikt z ISIS spowodowały, że w tym roku fala jest większa. To nie jest jednak grecki, ale europejski problem i to Europa musi sobie z tym poradzić. Grecy z natury są ludźmi, którzy dbają o innych. Nie pozwolimy, żeby uchodźcy tonęli przy naszych brzegach. Wsparcie dla biedniejszego leży w naszej naturze. Nie do pomyślenia jest, żeby przejść obojętnie obok głodnego żebrzącego człowieka. Pewnie, że mieszkańcy małych wysp nie są szczęśliwi, kiedy w środku sezonu urlopowego nagle pojawia się 4 tysiące bezdomnych uchodźców — jak jest to teraz na Kos, ale nie ma takiej możliwości, żeby zostawić ich samych sobie. Więc im pomagają, na ile są w stanie to zrobić. Dlatego potrzebne jest systemowe rozwiązanie problemu. Rząd robi co może, ale nie w takim wymiarze, jak jest to potrzebne i jak byśmy chcieli, bo nie ma pieniędzy, żeby stworzyć sprawny system wsparcia uchodźców. Tymczasem jest to problem europejski, a Grecja i Włochy tylko stały się krajami, przez które przepływa największa fala uchodźców. Słyszymy: odsyłajcie łodzie z powrotem, tam skąd przypłynęły. Nigdy tego nie zrobimy, bo byłoby to skazaniem tych ludzi na pewną śmierć.

Rozmawiała Danuta Walewska

CV

Dimitrios Gerogiannis od 2007 r. pełni funkcję dyrektora zarządzającego Aegean Airlines. Z firmą związany jest od 1999 r. Z wykształcenia inżynier elektryki. Przed objęciem funkcji szefa Aegeana pracował w grupie Daimler Benz – m.in. w spółce lotniczej DASA.

Rz: Jak jest możliwe, żeby najbardziej efektywną linią lotniczą w Europie był Aegean, narodowy przewoźnik właściwie już utopionej w kryzysie Grecji?

Dimitrios Georgiannis: Bo skupiliśmy się na tym, co powinniśmy robić nie wdając się w politykę. Codziennie zmienia się otoczenie i codziennie się do niego dostosowuję. Więc wyjście jest jedno: jak najlepiej zrobić swoją robotę. Jeśli przedsiębiorca w dzisiejszej Grecji trzyma się tej zasady, to przetrwa. W kryzysie jesteśmy od 5 lat, więc jakiekolwiek długofalowe planowanie mija się z celem. Co chwilę słyszę „wychodzimy ze strefy euro”, albo „zostajemy w strefie euro”. W roku 2012 niepewność była równie silna jak dzisiaj. Potem w 2013/2014 trochę się uspokoiło. Ale rzeczywiście rok 2015 jest wyjątkowo wybuchowy. Jako prezes linii lotniczej, która powinna być stabilna, bo to jest taki biznes, musze nieustannie tańczyć na wulkanie. Jak na razie mi się udaje, chociaż to wyczerpujący taniec.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację