Jest lipiec. Upałów brak. Mimo to przez Polskę przetacza się gorąca fala protestów i demonstracji związanych z procedowaną „reformą" wymiaru sprawiedliwości, przede wszystkim zaś w obronie zagrożonego Sądu Najwyższego. W Sejmie posłowie, pod Sejmem i Pałacem Prezydenckim przedstawiciele organizacji pozarządowych i zwykli obywatele obawiający się o stan polskiej demokracji. Przed sądami – rzecz bez precedensu – w obronie Sądu Najwyższego i niezależności sądów stają ramię przy ramieniu sędziowie, adwokaci, radcy prawni, przedstawiciele innych zawodów prawniczych, artyści, przedstawiciele ruchów społecznych i obywatele poszczególnych miast. Bronią wolności wymiaru sprawiedliwości przed wpływami politycznymi.
Ustawy dotyczące sądownictwa zmieniane były w ciągu ostatnich lat wielokrotnie. Niekiedy zmiany były kosmetyczne, innym razem systemowe. Nigdy jednak nie wywoływały tak silnych emocji. Nigdy nie próbowały kwestionować podstaw polskiej demokracji, przede wszystkim trójpodziału władzy, a do tego sprowadzają się projekty rzekomych reform sądownictwa.
Liczą się fakty i dowody
Sędziowie nie są politykami. Nie sympatyzują z żadną partią polityczną. Swoje poglądy polityczne ujawniają w jedyny dozwolony prawem sposób – przy urnach wyborczych. Ślubowanie sędziowskie zobowiązuje ich do wymierzania sprawiedliwości bezstronnie według swojego sumienia, zgodnie z przepisami prawa. Raz złożone, zobowiązuje na całe życie. Nie można go naginać do aktualnych warunków politycznych. Dla sędziego w sali sądowej nie ma znaczenia, jaką opcję polityczną reprezentuje strona i jakie ma poglądy. Liczą się fakty i dowody. To na tej podstawie sędzia formułuje orzeczenie, kierując się wyłącznie przepisami prawa.
Taki model sprawowania wymiaru sprawiedliwości siłą rzeczy jest niewygodny dla tych, którzy chcą mieć wpływ na wyroki w poszczególnych sprawach. Mieć kontrolę. Pod pretekstem reformy wymiaru sprawiedliwości, w pośpiechu i arbitralnie wprowadza się rozwiązania prawne, które w sposób oczywisty zagrażają niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Jako jeden z argumentów uzasadniających proponowane zmiany w sądownictwie przytacza się przykład byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku – tzw. prezesa na telefon, który udzielał rzekomemu przedstawicielowi Kancelarii Premiera informacji o konkretnej sprawie. Jakimż to sposobem wprowadzenie arbitralnego powoływania i odwoływania prezesów sądów i sędziów funkcyjnych, motywacyjny system dodatków mają wyeliminować takie zagrożenia? Śmiem twierdzić, że proponowane rozwiązania mogą tylko wzmocnić tego rodzaju patologię. Instrumenty oddziaływania na sędziów funkcyjnych staną się przy tym narzędziem ich kontrolowania. A jeżeli któryś prezes będzie nieposłuszny, zawsze będzie można go wymienić.