Unia Europejska jest nie tylko wspólnotą opartą na demokracji i rządach prawa. To także organizacja, której sposób funkcjonowania sprzyja rządom niedemokratycznym i może umacniać ich autorytarne zapędy. Ten paradoks staje się fundamentalnym problemem w związku z uruchamianym właśnie Funduszem Odbudowy.
Symbolicznym wyrazem dylematu, przed którym stoi Unia i od którego rozwiązania zależeć będzie jej przyszłość, było objęcie przewodnictwa w Unii Europejskiej przez Słowenię. Jej premier Janez Janša jest politycznym sojusznikiem Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbána. Walczy z niezależnymi sędziami i prokuratorami, ogranicza wolne media, a na ceremonii przejęcia na pół roku unijnego steru deklarował pełne poparcie dla dyskryminujących mniejszości seksualne ustaw uchwalonych przez węgierski parlament.
Szefowa nowo utworzonej prokuratury europejskiej, mającej ścigać korupcję i defraudację unijnych pieniędzy, mówi o „wysokim ryzyku" takich zjawisk w Słowenii. Wbrew zobowiązaniom Janša nie wysłał bowiem słoweńskich prokuratorów do tej instytucji, uniemożliwiając jej działanie na terenie swojego kraju. Mimo to Komisja Europejska zdecydowała się rekomendować państwom członkowskim przekazanie Słowenii 2,5 mld euro z bezprecedensowego programu solidarnościowego, jakim jest utworzony w tym roku Fundusz Odbudowy przeznaczony na walkę z ekonomicznymi skutkami pandemii. Polska ma otrzymać z niego prawie 24 mld euro do 2025 r. (niezależnie od środków z budżetu UE).
Filar autorytaryzmu
To nie pierwszy raz, kiedy pieniądze unijne bez należytych gwarancji i kontroli trafiają do rządów, gotowych wykorzystać je nie tylko na cele rozwojowe, lecz także do umocnienia oligarchicznych lub autorytarnych struktur. System Orbána nigdy nie powstałby w takim tempie bez unijnych pieniędzy, które bezpośrednio (poprzez gigantyczną korupcję) i pośrednio (poprawiając standard życia obywateli) stanowią jego niezbędny filar. Ryzyko podobnych zjawisk jest dzisiaj szczególnie wysokie nie tylko w Słowenii, lecz zwłaszcza w Polsce.
Pieniądze z Funduszu Odbudowy są łatwiej dostępne, zaś ich wydatkowanie podlega znacznie słabszej weryfikacji przez Unię niż fundusze z „tradycyjnego" budżetu UE. Chodzi o to, by wydać je jak najszybciej i bez zbędnych formalności, bo gospodarka musi prędko odbić się od dna. Inaczej niż w przypadku „zwykłych" funduszy nie będzie drobiazgowych kontroli wszystkich faktur, precyzyjnie określonych przez UE kryteriów i pełnej przejrzystości konkursów. Dla Komisji Europejskiej liczyć będzie się głównie to, czy osiągnięty został zamierzony rezultat (np. renowacja szpitala), a nie w jaki dokładnie sposób do niego doszło, kto na niej zarobił i czy wszystko zgadza się w papierach.