Wygląda na to, ze na szczycie w Wietnamie Trump i Kim nic nie uzgodnili. To porażka?
Można powiedzieć, że nie powinno się organizować szczytu, który nie przynosi żadnych rezultatów. Ale ja, w przeciwieństwie do wielu komentatorów, nie jestem aż tak krytyczny. Być może, podkreślam być może, to znak, że przechodzimy do sedna sprawy. Bo łatwo wydać wspólne oświadczenie, jeśli jest ono pozbawione treści. Na razie obie strony zgadzają się co do konieczności denuklearyzacji, tyle że inaczej ją rozumieją. Jestem optymistą, bo alternatywą byłby konflikt nuklearny.
Dlaczego do tej pory nie doszło do porozumienia?
Już w czasie pierwszego szczytu w Singapurze zobaczyliśmy, że Korea Północna rozumie to jako proces, a nie jako warunek. Denuklearyzacja ma być celem, a prowadzić mają do niego negocjacje między równorzędnymi partnerami. Dla strony amerykańskiej od dawna denuklearyzacja była warunkiem wstępnym. Dopiero potem mogłyby następować jakieś ustalenia. Teraz USA widzą, że taka strategia nie zadziała i powoli zaczynają oswajać się z rzeczywistością. To jednak kwestia czasu. I pytanie, jak długo Korea wytrzyma sankcje i jak długo będzie w stanie polegać na tych osobistych relacjach między przywódcami. Bo przecież po stronie amerykańskiej są duże podziały, jak postępować w tej sprawie. Prezydent polega bardziej na swoim instynkcie, a większość administracji chciałaby wtłoczenia tego w pewien proces polityczny. Ale to ich podejście było do tej pory zwodnicze.
Metoda Trumpa może przynieść więcej korzyści?