W sferach rządowych panuje przekonanie, że strajk nauczycieli organizowany przez ZNP i planowany na początek kwietnia jest nieunikniony. Otwarte pozostaje tylko pytanie o jego koszty polityczne.
Jak wynika z naszych informacji, rząd zdecydował się przyjąć strategię na przeczekanie. Twarda postawa i szykowanie się na strajk jest obliczone zarówno na postawienie się ZNP, jak i innym potencjalnym grupom, które mogą w przyszłości zażądać podwyżek.
Strajkiem w Platformę
O spełnieniu postulatu 1000 zł już w tym roku nie ma zresztą mowy. Sytuacja jest i tak politycznie skomplikowana ze względu na dyskusję wewnątrz rządu dotyczącą „piątki" PiS i związaną ze sceptyczną wobec niej postawą Teresy Czerwińskiej, minister finansów.
To wszystko znajduje odbicie w retoryce najważniejszych polityków PiS. – Jesteśmy otwarci na dialog i wierzę w to głęboko, że środowisko nauczycielskie podejmie tę propozycję rozmów, że siądziemy do stołu i będziemy mogli wspólnie ustalić harmonogram zmian – powiedziała w czwartek wicepremier Beata Szydło na specjalnej konferencji prasowej. Podkreślała jednak, że na podwyżki mogą liczyć dopiero w przyszłej kadencji – o ile wybory wygra partia Kaczyńskiego.
PiS zaprezentowało także spot przypominający archiwalne wypowiedzi polityków PO o nauczycielach i podwyżkach z czasów, gdy rządziła Platforma. – Prawie 60 proc. nauczycieli zarabia ponad 5 tys. zł – mówi w klipie Joanna Kluzik-Rostkowska. Zestawiono to z obietnicą Schetyny o podwyżce 1000 zł po tym, jak PO przejmie władzę jesienią. – Oni cynicznie wykorzystują strajk, by uderzyć w rząd – mówiła Szydło.